Połączenie może Wam znane, może nie, mi wyszło przypadkiem, a jeśli gdzieś, ktoś już ją zrobił, to ja nic o tym nie wiedziałam! Pewnego dnia, po wielu godzinach spędzonych przed komputerem, z braku laku, wybrałam najprostszy studencki zestaw obiadowy czyli zupka instant i bułka. Naszykowałam pomidorówkę instant i czekając aż woda w czajniku się zagotuje, chciałam nalać sobie do szklanki stojącej obok miski soku pomarańczowego. W chwili pomroczności nalałam soku do zupy zamiast do szklanki. Westchnęłam głęboko, wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że niech się dzieje, co chce! Zaszalejemy! Zacisnęłam mocniej pasek szlafroku i przyszykowałam się na najgorsze.
Ale się zdziwiłam. Smak był całkiem przystępny (biorąc po uwagę, że była to zupka instant...), ale postanowiłam zrobić swoją wersję.
Sprawa nie może być prostsza: gotujemy zwykły bulion; potem dodajemy pomidory - może to być przecier albo przetarte pomidory z lata. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i dodajemy ulubiony makaron. Gdy makaron jest miękki, dodajemy sól i pieprz do smaku i dolewamy soku pomarańczowego - może być świeżo wyciskany albo dobry gęsty sok z kartonu. Proporcje dopasujcie sami, ja lubię mocną nutę pomarańczy. Można dodać do tego również pieprzu pomarańczowego. Wszystko można przykryć plastrami pomarańczy, gałązkę rozmarynu i kilka ziarenek pieprzu czerwonego i zapiec. Będzie gęściejsza i bardziej aromatyczna.
Bardzo ciekawy sposób na "rozweselenie" zwykłej pomidorówki, ale też piękne przywitanie jesieni.
Jutro będzie również zupa, ale całkiem z innej beczki.