Bananowy chlebek z okarą, orzechami laskowymi, suszonymi śliwkami i kawałkami czekolady z czekososem
Zupełnie zapomniałam, że podczas produkcji tofu jako produkt uboczny powstaje okara. Kiedy jednak uświadomiłam to sobie po przecedzeniu soi przez sito, od razu wiedziałam, że nie mogę jej zmarnować - w końcu mleka sojowego nie robi się codziennie :) I właściwie, to piekarnik miał odpocząć chociaż przez jeden dzień, ale po powrocie z pracy, taty nie było stać na nic ambitniejszego niż zapiekanki. Korzystając z okazji, wrzuciłam do piekarnika coś na dzisiejsze śniadanie - najprostszy chlebek bananowy. Zapewniam, że wieczorem był pięknie wyrośnięty i nie wyrażał zamiarów "opadnięcia", jednak nagłe wyjęcie z piekarnika, aby nie zeschł na wiór i pozostawienie w zimnie na noc pozbawiły go pierwotnego wyglądu. Rano, wilgotny i nieco zakalcowaty, ale równie dobry co dzień wcześniej wylądował na desce wraz z akcentem czekososu podkreślającego smak gorzkiej czekolady. Strzałem w dziesiątkę okazało się dodanie suszonych śliwek i chrupiących orzechów laskowych. Po takim śniadaniu od razu poczułam bananowe doładowanie na nowy dzień :)
Przepis:
- 60g okary
- 50g mąki żytniej
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 1 dojrzały banan
- 1 łyżka mielonego siemienia lnianego
- 1/2 łyżki oleju kokosowego
- 90 ml mleka sojowego
- garstka orzechów laskowych
- pasek gorzkiej czekolady
- kilka suszonych śliwek
Banana rozgnieść, siemię lniane zalać 2-3 łyżkami ciepłej wody, wymieszać dokładnie i odstawić do napęcznienia. Suche składniki wymieszać i przesiać do banana. Dodać okarę, siemię lniane, mleko, roztopiony olej kokosowy i wymieszać do połączenia składników. Czekoladę, orzechy i śliwki posiekać, wrzucić do masy i wymieszać. Przełożyć do naczynia wysmarowanego papierem do pieczenia i piec 35 minut w 180 stopniach.
Niesamowite uczucie czystości i lekkości wypełnia mnie od wczoraj. Coś jak nowe spojrzenie na świat, z radością i miłością. Również sny okazują się przyjemnie i... nieco zaskakujące. Nowe pragnienia i potrzeby, zupełnie niespodziewane, bardzo intensywne i bez przerwy dające o sobie znać. Czekam, choć sama nie wiem na co. Wracając do spraw przyziemnych, czeka mnie sprawdzian z "Wesela" oraz chemii - liczę na łut szczęścia, bo głowa w chmurach, nieprzytomna i ani myśli o otrzeźwieniu.