Będąc na uczelni unikam kupowania posiłków w bufecie, czy pobliskim sklepie. Zwiększam wtedy ryzyko sięgnięcia po coś mocno kalorycznego, czy nie zdrowego. Jednak klasyczne kanapki są bombą węglowodanów i nie zawsze mam na nie ochotę. Aby dostarczyć właściwe proporcje pomiędzy białkami i cukrami coraz częściej robię omlety. Niestety nie każdy nadaje się do transportu w pojemniku. Musi być on wystarczająco sztywny, żeby nie zniszczył się podczas noszenia w torebce i można go jeść bez sztućców, oraz niezbyt kruchy, żeby wygodnie jeść bez ubrudzenia się milionem okruchów.
Składniki:
- 3 białka i 2 lub 1 żółtko
- 3 łyżki płatków owsianych górskich
- łyżka gorzkiego kakao
- łyżka gęstego jogurtu
- 1-2 łyżki dowolnych bakalii (u mnie sezam i wióki kokosowe)
- opcjonalnie cukier/miód/stewia/ksylitol
Przygotowanie:
Składniki wrzucamy do blendera i miksujemy.
Masę smażymy na patelni bez tłuszczu, pod przykryciem, aż spód dobrze się nie zetnie, następnie delikatnie odwracamy go na drugą stronę i smażymy chwilę.
Podajemy go z dżemami, serkami, masłem orzechowym, albo jemy bez dodatków.
Przepis jest niesamowicie szybki w wykonaniu, a jeśli mamy opanowane smażenie bez dodatku tłuszczu nie powinniśmy mieć najmniejszego problemu z odwróceniem.
Oczywiście nie musimy jeść go wyłącznie poza domem, jest też świetny na śniadanie.
Na zdjęciu omlet podany z musem dyniowym, który dodatkowo został lekko wchłonięty, dlatego nic nie wyciekło i mogłam go spokojnie zjeść.
Zwykle noszę je przekrojone na pół, bo takiej wielkości mam pojemniki, jeśli czymś go smaruję to łączę obie połówki.