Październik to idealny moment na wykorzystywanie obfitości papryki. Być może nie jest to sprawa nagłaśniana jak sytuacja jabłek, ale od momentu zeszłorocznego embargo Rosji, to właśnie papryka ucierpiała najbardziej. Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, wskutek czego możemy się cieszyć tym warzywem w cenie nawet poniżej 3 złotych/kilogram. O ile tylko zaopatrzymy się gdzie indziej niż w supermarkecie, co w przypadku sezonowych warzyw gorąco polecam. A najlepiej na giełdzie warzywnej!
Przez mój dom przetoczyło się już kilkanaście 5 kilogramowych worków, zatem naturalną koleją rzeczy było wprowadzenie pewnej innowacji od
chilli ze świeżych pomidorów, lecza czy papryki z cebulą. Wpadł do głowy krem z pieczonej papryki. Pasowała mi do tego ciecierzyca, aby zagęścić całość i nadać daniu większą "konkretność".
Jednak ani mi się śniło obierać ze skórki słuszną ilość papryki (jeśli robię krem warzywny, czy cokolwiek innego z warzyw, to zawsze musi być to odpowiednio słuszna ilość), więc idąc na łatwiznę, po prostu wszystko zblendowałem. Obieranie absolutnie nie było potrzebne - nic a nic nie dało się wyczuć, że ktoś miał lenia.
W każdym razie, aby zrobić ten krem, weźcie pod swą pieczę dziesiątkę papryk.
A jeśli przyjdzie Wam ujrzeć małą paprykę w mamie-papryce...
Będzie trzeba dokonać aborcji. Czyli wypatroszcie bachora!
Żarty na bok, przepis poniżej ;)
I czuję się co najmniej zobowiązany wspomnieć o komentarzu mojej mamy, wielkiej koneserki i smakoszki wszelkich dań z papryką, iż ta potrawa "d*pę urywa". Zaiste, urywa. Więc nie wahajcie się ją popełniać.