Różane brownie z czarnej fasoli z granatem, pistacjami i płatkami migdałów podane z jogurtem naturalnym i gorzką czekoladą
Śniadanie definitywnie należy do tych z serii "Nie wygląda, ale smakuje". Po zrobieniu zdjęć jak zwykle chwila zawahania: wrzucać czy nie? Jednak po spróbowaniu klamka zapadła. To najlepsze fasolowe brownie, jakie do tej pory udało mi się zrobić. Smak fasoli nie był ani trochę wyczuwalny, a kawałki lekko nawilgłych ciastem pistacji przyjemnie chrupały. Do masy trafił również granat, który na po upieczeniu nie rzucał się w oczy ze względu na swój mało wyrazisty kolor. Tym razem nie przyłożyłam się nawet do wykonania zdjęć, usprawiedliwiam to jednak mocnym różanym zapachem, który nalegał, aby rzucić na bok aparat i zabrać się za konsumpcję. Z przepisu zapewne sama jeszcze nie raz skorzystam i może wtedy uda mi się zrobić zdjęcia, które oddawać będą smak :>
Przepis uzupełnię dziś w chwili wolnej.
Wiadomość pozytywna: ból palucha nie doskwierał w nocy. Po raz pierwszy od dawien dawna jestem zadowolona z opieki medycznej, na jaką udało mi się trafić. Wczoraj przez ponad godzinę zajmowała się mną przemiła pani pielęgniarka, która dołożyła wszelkich starań, aby ukrócić moje cierpienia - z pozytywnym skutkiem. Chyba przez ten dzień udało mi się zebrać siły na tyle, aby jutro wybrać się na upragnioną Weganmanię. Aby nie było zbyt różowo, z powodu nieobecności w szkole jestem już ścigana przez nauczycielkę j. włoskiego i na wtorek zapowiada się przymusowy pobyt w szkole po lekcjach. Teraz próbuję jednak o tym zapomnieć i dziś skupiam się na dokończeniu śliwkowych powideł wszelakich smaków i zawekowaniu ich, aby godnie dotrwały do zimy. Teraz lecę na ponowny przegląd ręki, a potem chwila przyjemności: zakup słoików na powidła i buszowanie po warzywno-owocowym targu. Sobota rozpoczyna się przyjemnościami i mam nadzieję, że taki będzie również jej koniec.
Miłego dnia! :)