Ponad rok temu zajęłam drugie miejsce w konkursie organizowanym przez Magdę z bloga
foodmania na najlepszy słodki przepis świąteczny. Wygrałam wtedy bon zakupowy o wartości 50 zł na zakupy w sklepie owocowyraj.eu Postanowiłam wtedy kupić rzeczy, których do tej pory nie miałam okazji wypróbować. Padło między innymi na czarną soczewicę i fasolę adzuki. A wiecie, z nowościami jest tak, że najpierw jest szał, a potem czasem nie wiemy jak się do tej nowości zabrać. I takimi oto sposobem 500g fasoli adzuki przeleżało w słoiku do zeszłego tygodnia. Jednego dnia połowę zawartości wsypałam do garnka, zalałam wodą, a tym, jak ją wykorzystam, martwiłam się później.
Może warto najpierw napisać parę słów o tym produkcie, bo w gruncie rzeczy, to wygląda on jak taka młodsza siostra czerwonej fasoli. Ziarenka są wielkości ziaren soji, delikatnie podłużne - swoją drogą fasola adzuki jest też czasem nazywana czerwoną soją. Kolor - taki jak fasola czerwona. Dlatego postanowiłam sprawdzić, czy ma ona jakieś szersze właściwości, czy może daje nam dokładnie to samo, co starsza, ale i trochę tańsza siostra. I wiecie co? Jeśli nie znajdziecie na półkach sklepowych fasoli adzuki, to według mnie niewiele stracicie. W tabelce porównałam fasole: białą, czerwoną i adzuki. Prócz tego, że ma najwięcej witaminy B11 i podobno łatwiej się trawi, fasola adzuki niewiele różni się od białej i czerwonej odmiany.
To jak już mamy trochę wiadomości o fasoli i innych ziarnach, przejdźmy do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli do jedzenia! Fasoli ugotowałam na trzy dni, więc jadłam ją głównie z warzywami - nic szczególnego. Natomiast z niewielkiej porcji fasoli adzuki zrobiłam coś, co skradło moje serce. Dawno temu trafiłam w sieci na przepis na cieciorellę, czyli nutellę z cieciorki. Postanowiłam spróbować zrobić coś podobnego z fasolki aduzki. I wpadłam, bo mogłabym tę pyszność jeść codziennie! W tym tygodniu zrobiłam czekoladową pastę z soją, bo akurat ją miałam ugotowaną, więc nie dość, że pyszna, zdrowa, szybka i łatwa w zrobieniu, to jeszcze uniwersalna jeśli chodzi o bazę. Ale do rzeczy:
Składniki:- nieco ponad szklanka ugotowanej fasoli adzuki
- 3 czubate łyżeczki kakao
- 3 łyżeczki czubate masła orzechowego (u mnie 100%)
- 6-7 łyżek mleka roślinnego (u mnie ryżowe)
- szklanka daktyli
Daktyle namaczamy przez 10-15 minut, wszystkie składniki wrzucamy do blendera i miksujemy. Fasola raczej nie zblenduje Wam się na zupełnie jednolitą masę, ale wiecie co? Te obtoczone w kakao niezmiksowane kawałki fasoli, smakowały zupełnie jak kawałeczki czekolady! Obłęd!
P.S. Ostatnio bywam tu rzadko. Mam końcówkę studiów, dwa lata w ciągu roku trochę dają mi się we znaki, sporo trenuję i przygotowuję się do pokazów, bo w studio tańca końcówka sezonu też lekka nie jest. Przy tym wszystkim próbuję chociaż trochę ruszyć magisterkę, bo jeżeli chcę pójść we wrześniu na aplikację, co cały czas jest w fazie decyzyjnej, to muszę skończyć pisać pracę najprawdopodobniej do czerwca, bo potem mój promotor znika na całe wakacje. Mam więc masę spraw na głowie i z ogromnym bólem serca odkładam bloga na daleki plan. Dlatego prawdopodobnie do września będę działać właśnie w takim trybie "z doskoku". Ale od września wierzę, że wrócę z większym zasobem czasu i energii. Trzymajcie za mnie kciuki :)