Jeśli obserwujecie mnie na Facebooku
TUTAJ wiecie już, że niedawno biegłam w Pierwszej Dyszce do Maratonu. Był to już trzynasty bieg z tego cyklu, a do tego rekordowy, bowiem liczba uczestników pobiła dotychczasowe edycje na głowę. Dziś parę słów o biegu z mojego punktu widzenia.
Był to mój pierwszy start na dystansie 10 km. Co prawda moje treningi są zwykle podobnej długości, lecz miesięczna przerwa w bieganiu, o której wspominałam już niejednokrotnie, zdecydowanie wpłynęła na niskie oczekiwania względem wyniku. Moim celem było przede wszystkim ukończenie biegu. Nie wiedziałam czego się spodziewać, nie miałam czasu i możliwości na sprawdzenie mojej kondycji przed startem, z własnego doświadczenia znałam tylko połowę trasy, a do tego prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Wszystko to złożyło się na dość słabe morale przed startem. Gdybym nie zapisała się już na bieg ze sporym wyprzedzeniem, zapewne zrezygnowałabym w ostatniej chwili.
|
Pakiet startowy zawierał koszulkę techniczną oraz inne bonusy. |
Pomimo wszystkich przeciwności w mojej głowie, stanęłam na linii startu razem z pozostałymi uczestnikami. Tuż po starcie zaczął padać deszcz, co więcej po kilkuset metrach zaczęłam gotować się w koszulce, w której jeszcze kilka minut wcześniej dosłownie dygotałam z zimna. Na całe szczęście dałam ponieść się tłumowi i biegłam z całkiem niezłym, jak na mnie rzecz jasna, tempem. Potem było już zdecydowanie lepiej. Pierwszą połowę trasy znałam jak własną kieszeń, gdyż jeszcze rok temu było to moje najczęstsze miejsce na treningi. Jedyne dwa kryzysy, jakie mnie złapały, miały miejsce dalej i były związane z podbiegami, z którymi zawsze mam problem. Na całe szczęście myśl, że już jestem za połową dopingowała mnie do dalszego biegu. Końcówka nie była prosta, ponieważ przez całą godzinę lało, a ostatni kilometr przebiegał przez ścisłe centrum i lubelskie Stare Miasto. Nierówne kostki brukowe potrafią dać w kość nawet przy spokojnym spacerze, a co dopiero przy biegu. Na linii mety czekał na mnie medal. Pomimo wcześniejszych obaw udało mi się ukończyć bieg i to nawet nie z tragicznym czasem.
Nie biegłam na sto procent możliwości, ale trzymałam przez cały czas w miarę równe tempo. W następnym biegu postaram się dać z siebie nieco więcej. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że wystartowałam i ukończyłam ten bieg. Miałam startować już rok temu, ale nieprzewidziane wcześniej okoliczności pokrzyżowały moje plany w ostatniej chwili, dlatego tak bardzo zależało mi na tegorocznej edycji.
Podsumowując, nie ścigam się na czas, a dla samej satysfakcji biegania i ruszenia się. Jeśli choć trochę biegacie i trasa 10 km jest w granicach Waszych możliwości, zdecydowanie polecam udział w takich imprezach.