Dziś parę słów o ostatnim biegu, w którym wzięłam udział. Jest to trzeci z cyklu "Cztery Dychy do Maratonu". Jestem ogromną fanką całej tej inicjatywy, ponieważ poza City Trail'ami, niewiele wydarzeń biegowych organizuje się w Lublinie.
Wracając jednak do tematu.
Po raz pierwszy startuję w tym cyklu, w związku z czym każdy bieg jest dla mnie nowością. Ten był podwójną, ponieważ różnił się nie tylko trasą, ale i porą.
Trasa
Moim zdaniem dość trudna przy końcu. Cały czas biegło mi się całkiem nieźle, lecz z tyłu głowy miałam fakt, że ostatnie 2 kilometry to masakra. Tak też było, nie dość, że ostatnia część sama w sobie jest już męcząca mając kilka kilometrów w nogach, to końcówka wiła się zakrętami pod dość sporą górkę. Ogólnie rzecz biorąc utrzymanie sensownego tempa po prostu bolało. Tak czy siak jakoś dotarłam do mety bez postojów.
Wcale nie jest to takie oczywiste, ponieważ jak dotąd widziałam największą liczbę uczestników zgarnianych z trasy przez pogotowie.
|
http://www.maraton.lublin.eu/ |
Strefy startowe
Podział na przedziały do startu to nowość w tym biegu, dodana w odpowiedzi na liczne prośby zaawansowanych biegaczy. Ustawiłam się w miejscu adekwatnym do mojego zakładanego czasu. Jak się okazuje nie do każdego ta idea trafiła, bo na samym początku biegu, pomijając wąskie gardło jakim jest linia startu, nadal trzeba wymijać wielu wolniejszych uczestników. To naprawdę dziwne, że nawet ja to zauważyłam, mimo że biegam bardzo wolno, a ustawiłam się w mojej strefie.
Warunki
Na samym początku nie wspomniałam o najważniejszym. Trzecia Dycha, jako jedyna z cyklu, jest biegiem nocnym. Start o godzinie 22.00 ma swój klimat. Pomimo dobrze oświetlonej trasy, warto jednak zadbać o własne bezpieczeństwo. Nie sądzę, żeby dodatkowy odblask, czy światełko, aż tak znacząco wpływało na aerodynamikę naszego biegu, a sprawi, że będziemy widoczni.
Moim zdaniem nocne biegi powinny być rozgrywane latem. Wtedy dają najwięcej korzyści, gdy w południe żar nie leje się z nieba, a słońce nie parzy. W tym roku mieliśmy to szczęście, że pogoda była bardzo łagodna. Z wyjątkiem dość ostrego wiatru, było nawet ciepło jak na styczeń, bo powyżej zera stopni. Gdybyśmy mieli pecha, nocny przymrozek mógłby zmienić całą trasę w ślizgawkę.
Pomimo tych wszystkich rzeczy, nocny bieg to świetne doświadczenie.
|
https://www.facebook.com/LublinMaraton/ |
Koniec końców dobiegłam na metę z czasem lepszym o dwie minuty niż w poprzednim biegu (na innej trasie). Co prawda nadal nie jest to jeszcze mój wymarzony czas, ale widzę minimalny postęp i sens moich treningów. Ogólnie jestem zadowolona, choć szału nie ma.
Teraz pora zacząć przygotowania do sezonu wiosennego, kiedy to czeka mnie największe wyzwanie tego roku.
Braliście udział w biegu?
Jak Wam poszło?