To już drugi większy cel z kategorii “aktywność fizyczna”, jaki udało mi się zrealizować w tym roku! Wraz z początkiem nowego roku spisałam listę wyzwań, czy też postanowień do zrealizowania w ciągu następnych 366 dni.
Nie mogło wśród nich zabraknąć rzecz jasna punktów dotyczących biegania. Nie dzieliłam się z nikim tą listą na wszelki wypadek, gdyby wszystko szlag trafił. Tak już mam - jeśli nie mam mocnych podstaw, wolę nie afiszować się z mglistymi planami. Dziś mogę za to pochwalić się realizacją kolejnego z marzeń.
Przeszło tydzień temu przebiegłam półmaraton, o czym pisałam TUTAJ. Dziś natomiast opowiem o moim świeżym sukcesie, czyli ukończeniu cyklu Cztery Dychy do Maratonu. Zaczynając przygodę z tym dystansem we wrześniu postanowiłam sobie, że przebiegnę wszystkie cztery biegi. Pomijając kwestie spełnionych ambicji, była to dobra decyzja, ponieważ każdy bieg był całkowicie inny. Różnic nie sposób zliczyć - trasa, pora roku, czy choćby moje przygotowanie.
Ostatni bieg stanowił zwieńczenie tego cyklu. Choć wiedziałam, że zmęczenie po zeszłotygodniowym biegu nie pozwoli mi, by teraz dać z siebie wszystko, to i tak chciałam pobiec choćby treningowo.
Pogoda okazała się kapryśna i po zeszłotygodniowej zapowiedzi lata, zaserwowała nam wspomnienie jesieni. To jednak nie przeszkodziło biegaczom, by stawić się na linii startu w okolicach Hali Targów Lubelskich. Jak na wciąż dokuczające przeciążenie stawów, biegło mi się całkiem dobrze, choć zdrowy rozsądek nie pozwalał mi się rozpędzić. Na trasie rzecz jasna mogłam liczyć na doping ze strony wielu przypadkowych kibiców. Ostatecznie udało mi się skończyć trasę w tempie spacerowym i odebrać czwarty medal do kompletu.
Mogę ponownie stwierdzić, że marzenia się spełniają. Jak na osobę, która na swój pierwszy zapisany bieg przed dwoma laty zapomniała odebrać pakietu, a następnie zaspała w dniu biegu, muszę przyznać, że zrobiłam spory organizacyjny i motywacyjny progres.
Cykl okazał się sukcesem. Dystans 10 km jest dla mnie optymalny do lokalnych biegów, ponieważ jeśli nie mierzę w dobry (jak na mnie) czas, nie wymaga on ode mnie większego przygotowania. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i po niedawnym ukończeniu półmaratonu to ten dłuższy dystans stanie się zapewne moim wyzwaniem na najbliższy czas.
Mimo wszystko wiem, że w przyszłym roku też wezmę udział w Czterech Dychach do Maratonu. To okazja nie tylko do sprawdzenia się, ale także i szansa przemierzenia i poznania nowych tras w swoim mieście oraz przede wszystkim uczestniczenia w genialnym wydarzeniu o niepowtarzalnej atmosferze. Pisałam o tym relacjonując pierwszą (TUTAJ), drugą (TUTAJ) oraz trzecią dyszkę (TUTAJ).
A Wy braliście udział w ostatnim biegu? Jak Wasze wrażenia? Były życiówki?