W niedzielę wzięłam udział w biegu Chęć na pięć. Wydarzenie to zakończyło Grand Prix Lublina. Sam bieg był dla mnie wyjątkowy. Przede wszystkim trasa biegła po ścieżkach, którymi biegam moje tradycyjne treningi. W zasadzie po raz pierwszy przetestowałam dokładną trasę jeszcze przed biegiem. Zwykle nie przygotowuję się merytorycznie to startów. Po prostu pilnuję zapisów, terminu i biegnę. Poza tym był to niejako mój jubileuszowy bieg, ponieważ moim pierwszym startem w życiu była właśnie Chęć na pięć niemal okrągły rok temu.
Sam bieg uważam za bardzo udany. W obliczu mojego treningowego kryzysu, poradziłam sobie całkiem nieźle. Co prawda nie zrobiłam życiówki, choć trasa zdecydowanie na to pozwalała. Jak mawiają - mądry Polak po szkodzie. Ciągle mam gdzieś z tyłu głowy blokadę, która nie pozwala mi biec na 100% możliwości. Zawsze boję się zasłabnięcia i tego że nie ukończę biegu. Tym razem miałam jeszcze dodatkową wymówkę w postaci wieczornych występów na Gali tanecznej, na które chciałam zachować nieco sił. W ostateczności ukończyłam bieg z całkiem przyzwoitym (jak na mnie) wynikiem, a przez całą trasę zagadywałam koleżankę. Fakt, że przez większość trasy mogłam nawijać bez opamiętania świadczy o tym, że mogę i powinnam biegać zdecydowanie szybciej, wyjść ze strefy komfortu.
Upalna pogoda dała się wszystkim we znaki. Wymagała nie tylko dodatkowego osłonięcia głowy, ale i odpowiedniego nawodnienia. Na całe szczęście z pomocą przyszli wolontariusze, którzy pomimo krótkiej trasy zapewnili nam wodę do picia tuż przed największym podbiegiem, a także polewali tych, którym zbyt zależało na czasie, by zatrzymać się po kubeczek. Dzięki! Jesteście wielcy!
Na mecie na uczestników czekał posiłek regeneracyjny. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Jedzenie było bardzo smaczne, a kupony uprawniające do odbioru to dobre rozwiązanie.
Jak wiecie, biegam od wielu lat, lecz wcześniej nie próbowałam swoich sił w zawodach. Zawsze ruszam się rekreacyjnie i bez presji, a moje wyniki pozostawiają wiele do życzenia. Wcale się tym jednak nie przejmuję! Nie zależy mi tak bardzo na nich, a na samej mobilizacji do aktywności. Ten rok przyniósł wiele startów, w sumie czternaście. Były to różne dystanse - od 5 kilometrów do półmaratonu. Udało mi się przez ten okres zrealizować dwa główne cele - ukończenie cyklu Cztery Dychy do Maratonu (TUTAJ) oraz Półmaratonu Warszawskiego (TUTAJ). Cały ten czas pokazał mi, że bieganie to świetna zabawa, a nie tylko trening. Starty pozwoliły mi poznać masę pozytywnych osób oraz wsiąknąć w to środowisko.
Co w związku z tym planuję?
Przede wszystkim nadal biegać! Jak, gdzie i kiedy? To nadal sprawa rozwojowa. Niestety w trosce o własny kręgosłup zrezygnowałam z pomysłu maratonu. Skupiam się zatem na krótszych dystansach i nad tym będę pracować. Lato to okres, który nie obfituje w zawody. Z pewnością wezmę udział w City Trail on Tour. Z kolejnymi startami czekam właściwie dopiero na jesień. W międzyczasie rzecz jasna lato to dobry czas na treningi i przygotowania.
Kto z Was biega?
Startujecie w imprezach czy ćwiczycie jedynie we własnym zakresie?
Chcecie być na bieżąco? Zapraszam do polubienia mojego profilu na: