Biegając dziś rano po targu (zwanym przez moją ekipę ryneczkiem), starałam się omijać większość straganów, żeby znowu nie zwariować. Wiedziałam, że uraczę się dziś krewetkami - z tych samych względów co zwykle, czyli wolna chata. Trochę przypadkiem kupiłam fasolkę, bo taka ładna i ładna. No i sezon. I ładna. Wracając do domu, wymyśliłam tę oto potrawę. Dziwna? Wcale! Zaufajcie mi i zróbcie ją jak najszybciej.
Składniki:
20 średnich krewetek (użyłam gotowanych)
2 garści fasolki szparagowej
2 ząbki czosnku
pół świeżej chili (lub więcej)
gruby szczypior
1 łyżeczka miodu
1 łyżka oleju arachidowego
(przepis na 2 porcje)
Krewetki obieramy z pancerzy i odrywamy im głowy. Później, lekko nacinamy zewnętrzną, górną część krewetki i wyciągamy delikatnie, czarną nitkę. Krewetki myjemy i osuszamy. Fasolkę myjemy, odcinamy twarde końcówki i gotujemy około 3-4 minut. W woku rozgrzewamy olej, wrzucamy czosnek, krewetki i fasolkę, krótko obsmażamy na dużym ogniu, pod koniec dodajemy miód. Całość posypujemy plasterkami chili, poszatkowanym szczypiorem i gomasio (ewentualnie solą).