Budzisz się. Jest Nowy Rok, albo i zwykły poniedziałek - to bez znaczenia. Rozpiera Cię energia, a motywacja sięga zenitu. Tak, oto dziś jest ten dzień, dzień w którym wszystko się zmieni, dzień który za kilka tygodni wspominać będziesz z radością. Dzień, który zacznie metamorfozę Twojego ciała, a więc i zmieni Twoje życie -
DZIEŃ W KTÓRYM PRZECHODZISZ NA DIETĘ.
W głowie już widzisz pierwsze efekty - buzia miss świata, talia osy, nogi do nieba i tyłek Jen Selter. To nic, że nigdy nie zastanawiałaś się nad tym czy to możliwe, bo nie wiesz jaką masz sylwetkę i że nawet nie potrafisz wymienić swoich pięciu dobrych stron, choć jest ich dużo więcej. Ty już wiesz, wiesz że ta dieta = efekty, że "potem" będziesz sobie robić głodówki co jakiś czas, aby bilans kaloryczny się zgadzał, a teraz, no cóż, trochę pocierpisz, przejdziesz na dietę tysiąca kalorii, kupisz szalony krem na odchudzanie, suplementy "po których zgubisz centymetry w talii", zrezygnujesz z kolacji, śniadania, cukru, soli, glutenu, mięsa ( bo tłuste, więc zostawisz tylko kurczaka, bo mówią, że na diecie obowiązkowy ), chińskich zupek, alkoholowych libacji i wypadów do okienka w maczku i będzie cacy. Przyjmiesz minę cierpiętnicy ( bądź cierpiętnika jeśli jesteś mężczyzną ) i niech wszyscy patrzą jak to teraz zawzięcie walczysz o piękne ciało na lato ( nie na lata ). Będziesz wszystkim dookoła opowiadać, że teraz pół dnia stoisz przy garach robiąc ohydne warzywa na parze i gotowanego kurczaka, że do picia już tylko woda nie alkohol i że generalnie jest niesmacznie i (...) ale stabilnie. Nigdy nie pukniesz się w czoło i nie zastanowisz co robisz źle, ale w momentach kryzysu będziesz lamentować o tym, że inni to mają lepiej, bo tak, oni są szczupli, a Ty nie. Winą Twojej wagi jest przecież cały świat, a nie wpieprzane po nocach fast food'y, wypijane piwka / winka co dwa dni i zadyszka przy trzymetrowym podbiegu do tramwaju.
Ja oczami wyobraźni widzę już Twoje efekty, a nawet ich brak. W najlepszej sytuacji w niekończącej się turbo nienawiści do świata... schudniesz. Wyjałowisz sobie co prawda organizm, a połowa włosów wypadnie Ci z niedoborów, ale tak, schudniesz. Nie będziesz jeść po osiemnastej, ale będziesz nosić dwa rozmiary mniejsze ciuchy. Twój organizm będzie niczym tykająca bomba, a Twój związek raczej przestanie dawać Ci radość. Będziesz chudsza, może nawet chuda. To nic, że Twój tyłek wcześniej może i miał cellulit, ale był apetyczny. Teraz jest chudy, ale płaski jak decha i może nawet trochę wisi, no ale trudno, w dżinsach nie widać. I kiedy już przejdzie Ci przez głowę myśl, że przecież możesz zrobić "
sexy pupę" i go unieść, sprowadzę Cię na ziemię, bo bez obaw - na dziewięćdziesiąt procent Twój tyłek dalej jest w tym rozmiarze co wcześniej, bo nim minie pierwszy miesiąc ( tydzień? ) Twojej cud diety, ona już dawno stanie przeszłością.
POBUDKA! Jesteś superhero, ale nie jesteś maszyną. Przestań się oszukiwać. Twoje życie nie zmieni się z dnia na dzień o sto osiemdziesiąt stopni. Jeśli latami wpieprzasz burgery zapite colą, nie będzie Ci łatwo ich porzucić. I dobrze! Nie chodzi bowiem o to, by przechodzić na tymczasową dietę, a o to, by w końcu zrozumieć, że od tego jak się prowadzisz, zależy nie tylko to jak wyglądasz, ale też to czy będziesz w stanie uprawiać częściej seks, oraz czy w dobrym stylu i humorze dożyjesz późnej starości. Najwyższy czas zrozumieć, że zdrowa "dieta", ma być Twoim stylem życia, a nie chwilową zachcianką.
Wyrzuć do śmietnika pytania z cyklu "czy skoro to jest zdrowe, to czy może być smaczne?", bo myślę, że nikt nie wytrzymałby całego życia zdrowo się odżywiając, gdyby to żarcie było ohydne. Powiesz, że zdrowe odżywianie to
brak słodyczy? Pij
spirulinę i sprawdź czy odżywki białkowe wypijane po treningach nie są słodkie. No a że "
jest bez smaku"? Jeśli nie potrafisz ugotować nawet warzyw, by były smaczne, to może to z Tobą jest coś nie tak, a nie z daniami, które można doprawić i podać po mistrzowsku. Dorzucisz jeszcze, że bez burgera to męczarnia a nie życie, ale nie zastanowisz się nawet nad tym, że jeśli będziesz się dobrze prowadzić, to burger od czasu do czasu z pewnością Cię nie zabije.
Chodzi o umiar i zdrowy rozsądek. Powtórz to na głos, by lepiej zrozumieć.
Wprowadzaj zmiany stopniowo (
piszę to na swoim przykładzie, a każdy kto mnie zna, wie że przez całe życie byłam uzależniona od słodyczy, do tego stopnia, że zjedzenie 2-3 czekolad dziennie nie było dla mnie żadnym wyczynem ). Nie postanawiaj, że oto od dziś przez jakiś czas zmienisz swój jadłospis. Zastanów się z czym masz największy problem i stopniowo zacznij to ograniczać lub z tego rezygnować ( nie na chwilę! ), ALE nie stosuj tej praktyki do kilku rzeczy na raz. Jeśli zjadasz codziennie tonę cukru, po prostu odcinaj się od niego STOPNIOWO, tak, by Twój organizm z rozpaczy nie popadł w depresję zakończoną pięknym efektem jojo.
ZROZUM, że zaczynanie swojej wielkiej metamorfozy od rygorystycznej diety jest bez sensu, bo prawdopodobnie nie masz aż tak silnego charakteru, by wytrzymać na tej diecie przy jednoczesnym poczuciu, że rozpiera Cię szczęście.
Zmień podejście do słowa "DIETA".
Nie przechodź na "dietę", tylko spraw, by Twoje życie, Twój stosunek do jedzenia, ciała, ruchu i siebie, po prostu uległ zmianie. Ucząc się kolejnych zdrowych nawyków, przyzwyczajamy się do nich i uczymy się z nimi żyć. Po jakimś czasie zrozumiesz różnicę między białą dmuchaną bułką ze sklepu, a porządnym pieczywem na zakwasie ( jeśli nie zrozumiesz to chociaż za te zmiany podziękują Ci jelita), a Twój apetyt na zbyt słone i zbyt słodkie naprawdę (!!!) ulegnie zmianie ( uwierz mi na słowo, że gdyby tak nie było, nie wytrwałabym w moim "nowym" życiu ). Zamiast stosować kolejne "dukany" i inne cuda, poszukaj fachowych porad ( np
TUTAJ ). Nie wierz reklamom, które mówią, że tabletki Cię odchudzą, a krem sprawi, że uda znikną, bo przy nieodpowiednim żywieniu i braku ruchu, ten problem będzie się tylko nasilać. Znajdź najlepszą dla siebie formę ruchu, bo bez niego żadna dieta nie sprawi, że Twoje ciało będzie wyglądać jak milion dolców.
Nie oczekuj, że po tygodniu będziesz mieć ciało mniejsze o rozmiar lub dwa ( to niewiarygodne, ale naprawdę dostaję maile z takimi żalami ). Zaangażuj się w to co robisz i rób to co najmniej dobrze. Poświęć się temu i nie wymiguj brakiem czasu, bo dbając o swoje zdrowie, możesz go mieć w życiu więcej, choćby dlatego, że dłużej pożyjesz.
I zapamiętaj: małe poświęcenie = małe efekty, a duże zmiany = efekty na lata. Ps. Tak. Wiem, że ten wpis dla niektórych jest absurdalnie oczywisty, jednak im więcej dostaję wiadomości na fanpjedż na fejsbuniu, tym bardziej mam wrażenie, że dla większości oczywistość wcale nie jest tak oczywista.