Dzieckiem będąc, za wszelką cenę stroniłam od dań, których komponentem było warzywo X - czerwony korzeń spichrzowy, ponad ziemię wyglądający jedynie niezbyt bogatą koroną liści na łodygach podobnych do tyczek, czy też długich strusich szyj. "Burak" - na sam dźwięk tego słowa czułam przemożne odstręczenie, a moim ciałem - od stóp do głów - druzgotał dreszcz odrazy. Czasy się zmieniły: teraz jestem świadkiem (a niekiedy uczestnikiem) domowych walk o pieczonego buraka, bez przerwy snując intrygi, aby sprawić, żeby jego brak na blasze pełnej warzyw pozostał niezauważony. Postać pralinek, w dodatku intensywnie różowych, może nie jest najlepszą formą kamuflażu, jednak owe kuliste twory znikają równie szybko, co powstają, więc ślad zbrodni ulega zlikwidowaniu wkrótce po jej dokonaniu.