Wpadłam.
Wpadłam w treningowy wir. I czuję, że szybko nie wrócę na powierzchnię, bo och, jak dobrze mi tu! Naprawdę dobrze! Chyba się na nowo uzależniam - od widoku salki, hantli, maty, bieżni i sportowych ubrań. Od tego uczucia radości, dumy i satysfakcji, gdy mięśnie bolą, ale w duchu powtarzam sobie "jeszcze dwa razy".
Wczorajszy trening na siłowni sporo mi uświadomił - że ciało pewnych ruchów nie zapomina, kiedyś nauczona technika sama przychodzi, a ciało szybko wraca do formy. I że siłowni nie ma co się bać. Bo przyznam się Wam po cichu - trochę się jej obawiałam. Ostatni raz byłam na niej ponad 2 lata temu, więc wydawało mi się, że maszyny będą szczerzyć do mnie straszne zęby, a wszyscy na pewno będą mi się przyglądać ze wzrokiem, pt: "chyba się dziewczynka zgubiła." Wczorajsze pierwsze 10 minut rzeczywiście było trochę straszne. Nowa siłownia, nowe maszyny i to paraliżujące wrażenie zagubienia. Ale gdy trening masz ułożony w głowie, dziesięć minut wystarczy, żeby sprawdzić, w jakim miejscu znajdują się potrzebne danego dnia sprzęty, a pierwsze ruchy i ćwiczenia, uświadomią Ci, że dziewczyno - przecież dobrze wiesz, jak to się robi. Do tego niesamowity jest komfort w postaci prawie pustej siłowni o godzinie 13:00 w piątek - świetna sprawa! A endorfiny potem szaleją przez resztę dnia, a nie są "marnowane" w godzinach przeznaczonych na sen. Nic, tylko trenować!
Dziś tak o, "przemyśleniowo" i pod wpływem chwili. Planowałam inny wpis, inną tematykę, ale jednocześnie czułam potrzebę podzielenia się emocjami które wróciły do mnie po dość długiej przerwie. Gdy w październiku postanowiłam wrócić do treningów, robiłam to z rozwagi i przekonania, że najwyższy czas pozbierać się po kontuzji, bo ciało i głowa wyraźnie tego potrzebują. Styczeń powalił mnie na łopatki chorobami i obawiałam się, że powrót do treningów będzie jeszcze trudniejszy. Ale dawno nie miałam w sobie tak silnego pociągu do aktywności fizycznej jak po tej przerwie. Nie chcę wychodzić ze studia tanecznego, bo czuję się tam jak w domu, codzienne rozciągnie do szpagatu to teraz obowiązkowa część dnia, a gdy kończę trening, w głowie planuję już kolejny. Lata ćwiczeń i uprawiania wszelakiego rodzaju sportu doprowadziły mnie do momentu, w którym wiem, że to właśnie chcę robić, że to jest moje życie i plan na teraz - stąd też decyzja o zrobieniu kursu na trenera personalnego - marzeniu, które zawsze odkładałam na później. Chyba kilka dobitnych tekstów z tematyki samorozwoju dało mi wreszcie do zrozumienia, że marzenia są po to, aby je spełniać, a nie tylko by je mieć.
Jeśli masz jakieś marzenie, które siedzi w Tobie od dawna, to dziś zrób pierwszy krok ku jego realizacji, a gwarantuje Ci, że uśmiech radości na długo zagości na Twojej twarzy :)