Dzisiaj zupa, która kojarzy mi się z domem mojej chrzestnej matki, gdzie jadłam ją po raz pierwszy. Po raz pierwszy jadł ją również mój narzeczony i tak właśnie zupa ta wdarła się w nasze menu. Gości na naszym stole co najmniej raz na dwa tygodnie. Jest bardzo prosta, pyszna, ale też jest ciekawym oderwaniem od tradycyjnych zup, a czasem może nawet zająć miejsce jednocześnie pierwszego i drugiego dnia.
Najprostsza rzecz na świecie - wszystko, co potrzebujemy to:
0,5 kg mielonego mięsa mielonego
1 czerwoną cebulę
pół puszki czerwonej fasoli
pół puszki kukurydzy
1 czerwoną paprykę
1 żółtą paprykę
opcjonalnie 1 zielona paprykę
papryczka chili, jeśli lubicie mocno ostre dania
200 ml przecieru pomidorowego
sól, pieprz do smaku
Na patelni, na odrobinie oleju rumienimy pokrojoną w kostkę cebulę i dodajemy mięso. Pieczemy dopóki się nie zrumieni. Jak już do tego dojdzie, przekładamy do garnka, zalewamy wodą i dodajemy trzy ziela angielskie i dwa liście laurowe. Zostawiamy na pół godziny na małym ogniu. Potem dodajemy pokrojone papryki, kukurydzę, fasolkę i przecier pomidorowy. Zostawiamy na kilkanaście minut, aż warzywa zrobią się miękkie. Na końcu dodajemy malutką papryczkę chili lub chili w proszku, sól i pieprz do smaku. Można jeszcze chwilkę potrzymać na małym ogniu. Świetna z bagietką. Jeśli użyjemy całe kilo mięsa mielonego, to wtedy można wykorzystać całą puszkę fasolki i kukurydzy. Ale wychodzi tego naprawdę dużo. Opisana porcja wystarczyła na dwie osoby na dwa dni.
Bardzo ją lubię i gorąco polecam. Moja ciocia robi najlepszą, ale moja wersja "na pocieszenie" jest akceptowalnym substytutem.
To, co również lubię w gotowaniu, to to, że niektóre przepisy krążą między kobietami w mojej rodzinie, a każda z nas robi to inaczej. Ciocia jest absolutnie najlepsza, jej zupy smakują prawie tak, jak te gotowane przez babcie. Mama jest już w wieku "drożdżowym", i coraz więcej rzeczy jej wychodzi "jak u babci", ale to jednak u cioci potrafię się rozczulić nad miseczką zupy. Takich placów ziemniaczanych, jak u cioci Danuta, nie ma nigdzie indziej na świecie. Może kiedyś zdradzi mi ich tajemnicę. Tradycje rodzinne mają moc. A co za tym idzie - wiedzę. Dlatego już niedługo na blogu pojawią się posty z wyjątkowymi przepisami pochodzącymi ze starej książki pełnej smaczności, pochodzącej z XX wieku, którą dostałam od cioci. Spróbuję odtworzyć przysmaki zeszłego stulecia.
Do napisania!