Od razu na wstępie napiszę, że nie jestem do końca przekonana, co do nazwy tej potrawy. Miałam z nią styczność paręnaście lat temu i wtedy też (prawdopodobnie potocznie) tak się na nią mówiło. Wróciłam do niej parę lat temu i w którymś z przepisów, nazwa znowu wróciła. Dobra, niech tak będzie. Kurczak robiony w ten sposób jest przepyszny. Tak naprawdę, to co mnie w nim urzekło od samego początku, to dodanie powideł śliwkowych. Tę potrawę można jeść z ulubionym pieczywem lub po prostu z ryżem. Sos jest naprawdę genialny i to dzięki niemu, to chyba mój ulubiony sposób na drób.
Składniki:
8 podudzi z kurczaka
3 łyżki mąki
1 łyżeczka chili w proszku (lub więcej)
pół kostki masła
1 duża cebula
3 ząbki czosnku
1 łyżka octu winnego
2 łyżki powideł śliwkowych
4 łyżki ketchupu
1 szklanka wody
1 liść laurowy
sól
olej rzepakowy
Kurczaka solimy, obtaczamy w mące wymieszanej z chili i smażymy na oleju na złoty kolor. Masło rozpuszczamy w garnku, dodajemy do niego pokrojoną w drobną kostkę cebulę, rozdrobniony czosnek i liść laurowy, smażymy. Po około 3 minutach dolewamy do cebuli ocet, wodę, dodajemy ketchup, powidła, doprawiamy solą i gotujemy około 2 minuty. Podsmażonego kurczaka przekładamy do naczynia żaroodpornego i zalewamy sosem. Naczynie przykrywamy folią aluminiową. Pieczemy 1,5 godziny w 180 stopniach. Pod koniec pieczenia ściągamy folię i podpiekamy całość dodatkowo jakieś 20 minut.