Choć śmiało mogę powiedzieć, że uważam
dietę roślinną opartą o
nieprzetworzone produkty za możliwie najlepszą w promowaniu zdrowia, dobrego samopoczucia i szacunku dla środowiska, to nierozsądną wydaje mi się niekiedy słyszana fraza
"to, co nienaturalne, jest szkodliwe!". Cokolwiek "(nie)naturalne" oznacza.
Czy coś jest sztuczne, czy jest naturalne, czy organiczne, czy nieorganiczne, nie jest bezpośrednim wyznacznikiem tego, czy dana rzecz jest zdrowa czy niezdrowa, czy od czegoś zdrowsza czy wręcz przeciwnie. Intensywnie promowane superfoods jak np. jagody goji, jagody acai, nasiona chia mogłyby się schować przy polskich borówkach, kaszy gryczanej i siemieniu lnianym - przy czym te drugie są o wiele łatwiej dostępne i tańsze, co często okazuje się najważniejszym czynnikiem w zachęcaniu do ich konsumpcji.
Czasem więc bezzasadnie obrywa się osiągnięciom technologii żywności tylko dlatego, że nie możemy bezpośrednio zerwać wybranego produktu z krzaka.
I weźmy taki kotlet sojowy. Wyzywają go, że GMO, że męskie cycki, że impotencja, że samo zło. A prawda jest taka, że kotlety sojowe (teksturat sojowy) są bardziej wartościowe niż zwykło się przypuszczać. Także i ja, do niedawna!
O tym, że soja spożywana w rozsądnych ilościach (niezależnie od formy) nie zaburza męskiej gospodarki hormonalnej chyba już naprawdę nie wypada pisać, ponieważ temat ten został poruszony już niezliczoną ilość razy. Powstała spora liczba świetnie udokumentowanych artykułów opublikowanych na blogach lepszych niż ten. Jeśli ktoś znajduje jakieś "ale", to proponuję przejrzenie badań naukowych.
Zaś przyjmowanie pewnej ilości izoflawonów sojowych wykazuje działanie prozdrowotne.
Soja i produkty sojowe dostępnie w sklepach nie są GMO, w co dalej pokaźne gro osób nie jest w stanie uwierzyć. Abstrahując od faktu, że jedzenie genetycznie modyfikowanych roślin nie jest szkodliwe dla zdrowia [
1,
2], to
każdy produkt zawierający GMO w ilości przekraczającej 0,9% masy danego artykułu musi być wyraźnie oznakowany [
3]
.Wszelkie kotlety sojowe, kiełbaski sojowe, wędliny, burgery, klopsiki, pasztety, tofu, miso czy po prostu soja w ziarnach, są zwykle nawet opisane jako "wolne od GMO". Zawsze można wierzyć, że to naciski strasznego lobby wegańskiego. Ewentualnie rozważyć zakup (mocniejszych) soczewek.
Teksturowane białko sojowe (TVP) jest produkowane z odtłuszczonej mąki sojowej, która z kolei jest otrzymywana w procesie miażdżenia, wałkowania ziaren soi i odseparowania oleju od białek przy użyciu heksanu. Następnie uzyskane białko rozgrzewa się do około 150-200*C i, wykorzystując jego termoplastyczne właściwości, formuje się włóknistą, nierozpuszczalną w wodzie sieć. Otrzymany produkt jest ostatecznie poddawany suszeniu.
Choć kąpiel w heksanie może brzmieć bardzo groźnie, w rzeczywistości jest on niemal całkowicie oddzielany. Wykazano, że pozostałości są tak nieznaczne, że nie ma możliwości, by stanowiły jakiekolwiek zagrożenie dla zdrowia (stężenie pozostałego heksanu wynosi około 20ppm). Badania przeprowadzone na gryzoniach informują, że minimalna dawka powodująca efekty niepożądane wynosi około 5g/kg masy ciała/dzień. Jeśli zaś przeliczyć to na organizm człowieka, należałoby zjeść około 250 kilogramów teksturatu sojowego w ciągu jednego dnia. [
źródło]
Przy czym wykorzystanie kilku, już przeprowadzonych, badań nad gryzoniami jest bardziej etyczne niż systematyczne wspieranie produkcji zwierzęcej przejawiające się w aktach konsumpcji mięsa. A także bardziej przyjazne dla środowiska.
Wskutek wykorzystywania opisanych powyżej procesów produkcyjnych, produkt taki można by uważać za coś na miarę
junk food'u. Okazuje się jednak, iż coś takiego jest w stanie zaoferować nieco więcej niż typowe śmieciowe żarcie.
Spójrzmy zatem na składniki odżywcze, które znajdują się w rzeczonym teksturacie (dane na 100g produktu; źródło
Cronometer, który z kolei zasysa dane z
bazy żywności USDA)
Jak widać powyżej, porcja 100g (to dość sporo, około 12 kotletów sojowych) zapewnia
aż 50g pełnowartościowego białka roślinnego, około
15g błonnika pokarmowego, a także pokaźny wachlarz soli mineralnych. Witamin też możemy znaleźć całkiem sporo, choć nie jest to ilość szałowa. Z racji, iż teksturat sojowy jest wyrabiany z odtłuszczonej mąki sojowej, zawiera on jedynie 1g tłuszczu (słownie: jeden gram) na 100 gramów produktu. To tyle, co w fasoli.
Aby zapoznać się z przewagą białka roślinnego nad zwierzęcym (tak, to nie jest pomyłka) w kontekście zdrowia, możesz przeczytać całkiem obszerny (choć muskający ledwie część tematu) tekst
tutaj - klik.
W żadnym wypadku nie polecam, by teksturat sojowy stanowił podstawę diety lub był jej jedynym składnikiem. Nie oszukujmy się, dalej jest to produkt przetworzony i niewskazane jest, by był zjadany w ilościach, w jakich przeciętny Kowalski zwykł jadać mięso.Produkty sojowe są niewskazane przy chorobach tarczycy. Powinien być jedynie sporadycznym dodatkiem do pełnowartościowej diety roślinnej opartej głównie o warzywa, owoce, kasze, nasiona roślin strączkowych i pestki. Uzupełnianą o suplementację witaminą B12 i w okresie innym niż letni - witaminą D, w razie potrzeby innymi składnikami.
Do czego można wykorzystać kotlety sojowe? Niemal do wszystkiego - naprawdę! Ich smak jest delikatnie orzechowy, są niezwykle uniwersalne i łatwo chłoną wszelkie aromaty. Teksturat można kupić w formie kotletów (chyba najbardziej dostępne), granulatu czy kostki.
Przepisy z opakowania sugerują zastąpienie nimi mięsa w kotlecie schabowym i usmażenie w 'tradycyjnej' panierce. Według mnie jednak, o niebo lepiej sprawdzają się one w jednogarnkowych daniach jako forma ciekawej 'wkładki', do sojaków po grecku, nuggetsów sojowych, a nawet można je zmiażdżyć nożem na sucho lub zmielić w młynku i wykorzystywać w tej postaci. Rozdrobnione mogą być idealnym dodatkiem do chilli albo sosu bolognese. A nawet... można je z powodzeniem użyć do ciasta! I nikt się nie domyśli za żadne skarby #potwierdzone_info ;)