Wczorajszy nadmiar wolnego czasu i brak chęci do nauki sprawiły, że postanowiłam przygotować ciasto na racuchy (?), które dzisiaj upiekłam. Gotowanie fasolki zajęło mi dłuższą chwilę, ponieważ wcześniej jej nie namoczyłam- do czego gorąco was zachęcam. Koniecznie muszę stopniowo zużywać zapas jabłek, który tata przyniósł do domu, od jednego ze znajomych- w końcu nie ma mowy o marnotrawstwie! Dodatkowo smak wzbogaciłam dużą ilością cynamonu i karobu- odkąd go kupiłam, zamierzam z nim jak najwięcej eksperymentować.
Wczorajszy dzień okazał się zaskakująco pozytywny, z wyjątkiem jednej niespodzianki, jaką było pisanie wypracowania z chłopów na dwóch lekcjach polskiego. Co jak co, ale prace pisemne to moja pięta achilessa, więc starałam się nie zadręczać myślą o małym, niemiłym epizodzie. Poza tym, wydarzyło się zbyt wiele pozytywnych sytuacji, które zdecydowanie poprawiały mi humor.
Zostawiam przepis i uciekam do szkoły, z niecierpliwością czekając na powrót do domu.
Dzisiaj po raz pierwszy (od dawna), czekać będzie na mnie gotowy obiad- mama wykazała inicjatywę, obiecała zrobić mi krem marchewkowy, na który mam ostatnio wielką ochotę.
SKŁADNIKI:
- ok 50g białej fasoli (suchej)
- 1/2 jabłka (u mnie dużego)
- łyżeczka cynamonu
- kopiata łyżeczka karobu
- łyżeczka mielonego lnu
WYKONANIE:
- fasolkę gotujemy do miękkości, jabłko trzemy na tarce
- całość razem blendujemy, dodajemy cynamon, karob i len, po czym dokładnie mieszamy
- na papierze do pieczenia układamy po łyżce ciasta formując placuszki
- pieczemy 25 min w 180 stopniach