W końcu powstała. W kwestii długości za wiele się nie zmieniło, urosły ale nie jakoś spektakularnie.
Bardziej zauważalne efekty dla mnie to zdecydowanie mniejsze wypadanie i większa elastyczność.
Pokażę Wam produkty, których używałam od ostatniego włosowego wpisu, który znajdziecie tu, i o niektórych napiszę kilka słów. Używałam kilku szamponów na zmianę. Te z Farmony mi w ogóle nie podpasowały. I zacznę od tego ze skrzypem polnym, on był całkiem przyjemny, mega podobał mi się jego bardzo delikatny zapach. Ale miałam wrażenie, że po nim mi jeszcze więcej włosów leciało. Poza tym miał dość rzadką konsystencję, a nie lubię tego.
Ten z wyciągiem z bursztynu jest gęsty, taki nawet żelowy, jego zapach mnie nie odrzuca, ale też nie jest jakiś super. I ten szampon jest nawet bardzo spoko, ale czasami miałam wrażenie, że ciężko jest nim dokładnie domyć włosy. Do żadnego z nich raczej nie wrócę.
Oba szampony z Biowaxu są spoko, zwłaszcza ten beżowy. Nawet nie ma sensu o nich dużo pisać, po prostu są gęste, nie pachną źle, dobrze myją i koniec tematu.
Odżywki. Tego białego Biowaxa używam wtedy kiedy mam dużo czasu, a w pozostałych sytuacjach używałam pozostałych. I wydaje mi się, że za lepszą elastyczność odpowiada Biowax ten beżowy. Na wszelki wypadek dodam, że to nie jest wpis sponsorowany.
Odżywki bez spłukiwania te które widać na zdjęciu. Wszystkie trzy są mega, używałam ich tak samo często. A dodatkowo, zdarzyło mi się ze trzy razy suszyć włosy i chociaż używałam najzimniejszego strumienia powietrza to i tak użyłam wtedy mega warstwę termoochrony Garniera.
Niestety nie miałam możliwości żeby olejować włosy. I zrezygnowałam też z wcierki Jantar. Nie mam na to czasu. Musiałam też niestety myć głowę praktycznie codziennie i ze względu na pracę to się raczej nie zmieni.
I to wszystko, żadnych fajerwerków, żadnego szału. I żadnych spektakularnych zmian nie przewiduję, muszę tylko kupić nowe szampony.
Dziewczyny, miłego weekendu!