W końcu zdecydowałam się na gąbkę konjac. Tak w sumie zachęciła mnie do tego promocja w bioekodrogerii. Bardzo trudno jest mi uwierzyć w „magiczne” właściwości tej gąbeczki. Mimo to jednak cały czas mnie kusiła. Wybrałam więc wersję mini, która w połączeniu z promocją kosztowała naprawdę grosze i pomyślałam, że jak mnie zachwyci, to kupię „pełną” wersję.
To znowu wpis w stylu pierwszego wrażenie ale jednak nie do końca.
Szukając na youtube informacji, już dawno temu dowiedziałam się, że np. do oczyszczania twarzy nie potrzeba żadnych detergentów, gąbka i woda wystarczą. Bardzo trudno było mi w to uwierzyć a le pomyślałam sobie, że może chociaż rano, kiedy nie mam na buzi makijażu ani żadnych olejów, może wtedy taki sposób się sprawdzi.
Po kilku dniach używania nie przekonałam się do tego. To znaczy nie czuję by moja twarz była oczyszczona jeżeli nie użyję mydła lub żelu. Nawet jeżeli najpierw zmyję makijaż płynem micelarnym, to potem sam konjac i woda nie są dla mnie wystarczające. Natomiast rano, za każdym razem dodaję odrobinę płynu micelarnego na gąbkę bo inaczej nie czuję się komfortowo.
Ale żeby nie było, że uważam, że kupiłam bubel! Ogromnym i pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie to, że za każdym razem po użyciu gąbeczki skóra na twarzy jest odczuwalnie gładsza, jak po peelingu mechanicznym. Również zachowanie jej w czystości jest łatwiejsze niż się spodziewałam, łatwo jest „wyprać” z niej detergenty.
Używam jej z naprawdę dużą przyjemnością, nie tańczy, nie śpiewa, nóg mi nie depiluje, ale po tym krótkim czasie wydaje mi się, że robi mojej buzi dobrze.
A jak to będzie wyglądało w dłuższej perspektywie? Nie wiem, przekonam się i na pewno za jakieś trzy miesiące, gdy już ją zużyję to dam znać.