...bo poszłam wracać do szczytowej formy.
Poza bikiniary. Wtedy jeszcze łudziłam się, że mogę wystartować w debiutach. Haha, dobry żart. Zdjęcie z połowy czerwca, kiedy mieszkałam na siłowni i jadłam czysto aż do bólu. To jest moja inspiracja. Ffs pierwszy raz inspiruję się sobą, jednak myślę, że to zdrowsze niż foldery ze zdjęciami napakowanych szkieletorów lub wyfotoszopowanych dupeczek z 50centrymetrową talią, miseczką DD i idealnym brzuchem z krechami.
Nie żebym teraz wyglądała jak balonik. Wagowo jest różnica 1 kg. Jednak to tanita powie mi (orientacyjnie oczywiście) ile mięcha zjadłam podczas felerynych miesięcy.
Good news są takie, że wracam na dobre do życia/bloga i crossfitu już do poniedziałku. Pozdrawiam stąd prawo rodzinne i spadkowe, które sprawia, że fitblogierka stała się no-lifem.
Już niedługo zawody, więc trzeba będzie pocisnąć treningowo, a od czego nie jest crossfit jak do szalonego WODowania bez opamiętania. Będę miała gdzieś zakwasy, bóle i inne pochodne. That's what I choose.
Znowu jestem na etapie beztreningowym, więc ograniczam jedzenie. Nie powiem - dziwne uczucie dla kogoś, kto przez kilka miesięcy trenował niemal codziennie i jadł ile chciał (w granicach zdrowego rozsądku). Jednak wiem, że zaraz będę mogła szaleć!