Foodporn zawsze w cenie ...
dlatego witają Was vegan pierogi indyjskie z mojej ukochanej Karrotki (must eat w Toruniu). UWAGA, lamenty. Blog ucichł - miks roboty, studiów i beznadziejnej pogody dał się we znaki. Z treningów rodem z czerwca nici, teraz mogę jedynie robić mini treningi w domu. Na warsztat idą głównie pompki, pistolsy czy double unders. Niestety z moimi zatokami nie mogę tak po prostu biegać, bo skończyłoby się to antybiotykiem już po jednorazowych 5 km. Z tej okazji czas na mały poradnik na wypadek akcji "a gdy jem drugą czekoladę popijaną colą myślę o jutrzejszej owsiance, której beta-glukan oczyści moje jelita z win i będę fit. już na zawsze (do kolejnego depreszyn cheatu)".
"Jesteś tym, co jesz" nigdy nie robiło na mnie wrażenia. Popatrzmy na ektomorfików obżerających się do granic fast foodami. Z jakim efektem? Żadnym. Może były wyjątki, które miały masakryczny stan cery i włosów. Ostatnio dużo dziewczyn pisze u siebie o braku motywacji/sposobach na nią etc. Ja też ją straciłam przez brak czasu na siłownię, przyznaję bez bicia. W tym momencie życie bez siłowni było początkiem długiej drogi w dół do żarcia byle czego. Oberwało się i to ostro.
Co tak naprawdę jest w stanie mnie zmotywować?
W końcu do tego dotarłam. To kryzys, stan "czarnej dupy" lub jak kto woli dno totalne. Kiedy postanowiłam ogarnąć michę? Gdy włosy zaczęły wypadać mi garściami, a cera zaczęła przypominać pole minowe. To trochę tak jak z paniami-oponkami, którym zewsząd się "wylewa", nagle a maju panika, że zaraz muszą wystawić swoje cielsko na widok publiczny. Wtedy zaczyna się dieta cud, anemia i trociny na jogurcie. Albo walka z cellulitem.
Akt desperacji uratuje Ci dupę, zawsze. To taki pozytywny wku... - pozytywny jedynie w skutkach. Frustracja przeradza się w zdwojoną siłę odmowy kolejnego cukru w postaci czekolady/soku 100% czy innego ukrytego zabójcy Twojego wysportowanego ciała bez cellulitu.
Warto się czasem wkurzyć. Polecam, Wasza Ana.