Może nie w stu procentach, ale starałam się. Korzystałam z resztek 'wakacji'. Odwiedziłam nawet stajnię, żeby po roku przerwy znów wsiąść na konia. Okazało się, że dostałam niezły wycisk, po którym nie byłam w stanie zrobić szpagatu przez ponad tydzień. Żyję i mam się dobrze. Nie jem cukru od ponad 3 tygodni. Dieta jest czysta. Niestety nie jest idealnie, bo nie dostarczam wymaganej ilości białka. Nie liczę makro. Wszystko 'ważę' oczami - parę miesięcy z wagą kuchenną robią swoje.
Jem bardzo dużo orzechów, myślę, że ok. 70 g dziennie, nie stronię od awokado i oleju lnianego. Genialne guacamole z biedry wróć.
Dodatkowy news to fakt, iż nie będę mogła trenować przez następny miesiąc. Powodem nie jest kontuzja, lecz zabieg skleroterapii. (Fit laska z żylakami - tak, to możliwe). Uznawany jest za mało inwazyjny. Moja rozmowa z lekarzem przebiegała mniej więcej tak:
- "Kiedy mogę wrócić do trenowania?" - "Za 1,5 tygodnia."
Oczy podświadomie zaczęły się cieszyć. W tym momencie dodał "Ale bez szaleństw". Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie spytała co rozumie on przez to słowo.
"BEZ DŹWIGANIA". W tym momencie przestałam czuć igłę, która wertowała moje udo. To jakby powiedzieć dziuni, że nigdy nie zobaczy napisu "sale", a śpiewakowi, że własnie wycinają mu struny głosowe. Noga właśnie umiera pod pończochą uciskową i potrzebuje czas na regenerację. Zdrowie first. Następny zabieg 4.11, co oznacza, że cały listopad mam z dupy. Kolejne zawody drużynowe - baj baj. Moje barki odmawiają posłuszeństwa, więc odpoczynek im się przyda. Obiecuję jednak, że pomimo tego będę obecna na blogu.
F*ck me, I'm famous
Muszę się z Wami podzielić tym, że udzieliłam wywiadu dla Bloomberg Businessweek. Polemiką artykułu był crossfit w Polsce. Ogólnie polecam październikowy numer crossfiterom - o cf jest aż 6 stron. W tym także przetłumaczony artykuł z amerykańskiego wydania -dość ciekawy.
Tym oto sposobem dowiecie się o tym, że miałam szycie i że jestem uzależniona od żelastwa. Dodatkowo podziwiając mój brzucho-flak.