Kasztanowy karobowy tofurnik na kasztanowo-daktylowym spodzie ze śliwkami, kasztanami jadalnymi, orzechami laskowymi i rodzynkami
Gmerając w lodówce w porze obiadowej, chyba nie przypadkowo, natknęłam się na kostkę tofu. Data ważności: akurat do dziś - tym razem nie mogłam odłożyć zrobienia tofurnika na kiedy indziej. W mojej głowie od razu zrodziły się dwa pomysły, które z nudów dopracowałam podczas długiej przejażdzki autobusem. Jeden z nich zaowocował dzisiejszym śniadaniem, drugi - musi poczekać na swoją kolej ;) Nietypowo, tofurnika poukładałam warstwami w słoiczku po kawie, sprawdzającym się do wszelakich celów. Spód, jak na daktyle przystało, słodki i z wyczuwalnym smakiem kasztanów, zawdzięczanym mące kasztanowej. Przykryty grubą czapą karobowego tofu zmieszanego z gotowanymi jadalnymi kasztanami. Na samym wierzchu mieszanka śliwek węgierek, orzechów i rodzynek. Przyznaję, że z efektu byłam bardzo zadowolona, choć do najgłębszej warstwy nieco trudno było się dostać łyżeczką :>
Przepis:
- 180 g tofu
- 3 łyżki soku z cytryny
- 220 ml mleka roślinnego
- 2 łyżki syropu klonowego
- 2 łyżki karobu
- 1/2 łyżeczki agaru
- 1 łyżka mąki kasztanowej
- 4-5 gotowanych lub pieczonych kasztanów jadalnych
- 2 świeże daktyle
- 3 pełne łyżki płatków owsianych
- 10 g mąki kasztanowej
Daktyle rozdrabniamy na małe kawałki i blendujemy lub mielimy w młynku do kawy z płatkami i mąką. Masę wykładamy na spód naczynia. Tofu blendujemy na gładko z cytryną, syropem, karobem, mąką, kasztanami i mlekiem (zostawiając ok. 30 ml na agar). Pozostałe mleko podgrzewamy, wsypujemy agar i zagotowujemy na małym ogniu ciągle mieszając. Gotujemy przez chwilę a następnie szybko przelewamy do masy z tofu i dokładnie miksujemy lub blendujemy (ja miksowałam, aby dodatkowo napowietrzyć masę). Wykładamy na przygotowany spód i wstawiamy do lodówki do zastygnięcia.
Dni rozpoczynam i kończę matematyką. Przed snem, na dobranoc matura podstawowa, a dziś z samego rana wychodzę na zajęcia. Całe szczęście nie jest to (w moim mniemaniu) bardzo uciążliwy przedmiot. Czyżby weekend zapowiadał się trochę luźniej niż zwykle? Świetnie - jutro udając się na kolejną imprezę do Fabryki nie będę zaprzątać sobie głowy obowiązkami. A skoro dziś mniej nauki, to może uda mi się wrzucić zaległe zdjęcia z Veganmanii i jeszcze zaleglejszą zupę z dyni? Pasowałoby choć raz porządnie pospać, ale bynajmniej nie po powrocie, po co marnować weekend? Właściwie to czuję się tak... normalnie, że aż nie mam nic do powiedzenia, po prostu trwam. Trwam i idę przed siebie...
Miłej soboty! :)