Ten post będzie długi, ostrzegam! :)
Od kiedy wyprowadziłam się z domu na studia, musiałam sama zadbać o rachunki, wydatki i przede wszystkim lodówkę. :) Niby ta ostatnia rzecz jest najłatwiejsza, w końcu robienie zakupów i gotowanie nie jest żadną filozofią, ale przez te kilka lat opracowałam prostą i szybką metodę na przyjemne zakupy przy jednoczesnym pilnowaniu domowego budżetu.
Wiem, że wielu z Was robi na pewno podobnie, ale być może komuś przyda się taki dodatkowy kopniak motywacji, szczególnie, jeśli czujecie, że pieniądze palą się w rękach, a Wy nie wiecie, gdzie tak uciekają.
Przede wszystkim moją podstawą w kontrolowaniu wydatków jest
robienie dużych zakupów raz w tygodniu, głównie w większych dyskontach. Pomijam tu świeże warzywa/owoce, chociaż szczerze mówiąc też zwykle kupuję dużą część właśnie w trakcie tego jednego wyjazdu. Jednak pieczywo zwykle kupuję na bieżąco w piekarni. :)
Dlaczego tak robię? Bo
mogę kupić wszystko w jednym miejscu i najczęściej w najniższej cenie, jakość produktów jest dokładnie taka sama i nie tracę czasu na stanie w kolejkach co drugi dzień. Szczególnie, że do większych dyskontów i tak muszę podjeżdżać samochodem, wolę to zrobić po prostu raz w tygodniu.
1. Dzień przed planowanymi zakupami (zwykle piątek lub sobota) siadamy i planujemy posiłki na kolejny tydzień - zajmuje nam to około 20 minut.- Zwykle robimy od razu
obiady na dwa dni - przez to nie musimy siedzieć codziennie w kuchni. :) Na drugi dzień wystarczy jedynie dogotować ryż, kaszę czy inne dodatki, a same danie jeszcze się nam nie zdąży znudzić. Najczęściej wychodzi nam, że na cały tydzień musimy zaplanować 4 obiady. Na śniadania jemy codziennie owsianki, na kolacje kanapki czy inne dodatki, więc z tym nie ma większego planowania. Podstawą są u nas szybkie, pożywne i zdrowe obiady, bo oboje pracujemy, wracamy po południu, a gotujemy na zmianę. :)
- Zawsze
uwzględniamy większe wydarzenia (imprezy, gdzie trzeba przygotować coś dodatkowego do jedzenia)
czy obiad poza domem.
- Takie planowanie pozwala nam na
różnorodność i urozmaicanie posiłków - zawsze staramy się, by w tygodniu było i mięso, i ryba, czy danie wegetariańskie/wegańskie, jeśli mamy na to ochotę. Gdybyśmy planowali z dnia na dzień, pewnie skończyłoby się na jedzeniu tego samego w kółko, bo wracając z pracy po prostu nie mamy siły wymyślać czegoś nowego.
- Planując z wyprzedzeniem, mam okazję
testować nowe przepisy. Wiem też, kiedy będę miała luźniejszy dzień, na wypadek, gdyby nowe danie wymagało większej ilości czasu na przygotowanie. A nawet jeśli czasami naprawdę się nie chce, mam motywację - przecież kupiłam już wszystkie składniki, więc i tak muszę to przygotować :)
- Jeśli nie macie jeszcze swoich ulubionych przepisów, polecam przede wszystkim:
Kwestię Smaku,
Jadłonomię i
Druszlak!
2. Dokładna lista zakupów.- Polecam Wam ściągnięcie aplikacji na telefon, w której możecie taką listę stworzyć. Aktualnie korzystam z
Out of milk (widoczna na zdjęciu) - jest ona darmowa, można stworzyć listę od podstaw, a nawet dodać informacje o cenach produktów, przez to też orientujecie się, ile wydacie na te rzeczy. Dodatkowo, kiedy już włożycie coś do koszyka, możecie na aplikacji dany produkty odhaczyć, przez co nie zaburza Wam zakupów.
- W aplikacji mam już zapisaną taką stałą listę rzeczy, które kupuję zawsze (typu mleko, ser, mięso, jogurty, itp.) oraz tych nie żywieniowych (papier toaletowy, proszek do prania) i ewentualnie dopisuję tylko te, które aktualnie potrzebuję na dany tydzień.
- Kiedy tworzyłam listę po raz pierwszy, skomponowałam ją tak, aby mniej więcej
pokrywała się z rozmieszczeniem produktów sklepie - np. na wejściu są warzywa i owoce, wiec na mojej liście są one na początku. Pozwala mi to po prostu brać wszystko po kolei, o wszystkim pamiętam i nie muszę przepychać się przez alejki żeby wrócić po pojedynczy produkt.
- Zawsze po zakupach zabieram ze sobą
paragon - głównie w celu dopisania do listy wydatków (patrz punkt 6), ale raz na jakiś czas zdarzają się pomyłki przy kasach i warto zwracać uwagę, czy coś nie jest nabite podwójnie czy bez promocji.
3. W trakcie tego 20-minutowego planowania, zerkam na wszystkie promocje w sklepach, w których robię zakupy - dzięki temu wiem, ze na czymś mogę tym razem zaoszczędzić. Czasami, widząc naprawdę fajną promocję, mogę dostosować do tego swoje menu.
4. Zakupy - czynność bardzo prosta, ale osobiście naprawdę polecam robienie większych zakupów raz/dwa razy w tygodniu (jeśli oczywiście macie taką możliwość) i dokupowanie tylko dodatkowych rzeczy w ciągu tygodnia, np. pieczywo, wędlinę.
Przez rok wspólnego mieszkania zauważyliśmy, że kiedy robiliśmy zakupy codziennie, to oprócz tych konkretnych produktów, kupowaliśmy np. dodatkowy sok, batonik, bo akurat byliśmy głodni, itp. Nie wszystkie rzeczy były oczywiście niezdrowe, chodzi mi raczej o fakt, że potem byliśmy zdziwieni, gdzie znikają nasze pieniądze. :)
5. Resztki.Pozytywną stroną takiego planowania jest to, że praktycznie wszystko zużywamy i nie wyrzucamy jedzenia. Czasami jednak zostaje nam z obiadu nadmiar sosu czy pół opakowania świeżego szpinaku. Wtedy warto wszystko przełożyć do plastikowego pudełka i
zamrozić. Może nam się to przydać w kolejnych tygodniach do innych przepisów, albo awaryjnie, kiedy naprawdę nie macie kiedy zrobić świeżej porcji.
Widzisz, że pomidory w lodówce robią się już miękkie? Skrój w kosteczkę, przypraw i zrób bruschettę na kolację. Resztki warzyw czy wędlin - zapiekanki. Owoce, które już tracą na świeżości - zawsze można podgotować w garnku i mieć dodatek do owsianki. Bardzo dojrzałe banany - proste szybkie babeczki czy chlebek bananowy. Resztki fasoli w puszce - zmiksować z czosnkiem i przyprawami, macie fajną pastę kanapkową. Można tak wymieniać przez długi czas, pomysłów jest naprawdę wiele. :)
6. Podliczanie rachunków.- Zawsze zabieramy ze sobą
paragony. Teraz już nie jesteśmy tak mocno restrykcyjni, ale na początku, gdy chcieliśmy zorientować się, ile pieniędzy wydajemy na wszystko w ciągu miesiąca, zbieraliśmy wszystkie rachunki z tygodnia i zapisywaliśmy to wszystko w
Excelu. Wszystko było podliczane i wiedzieliśmy, jak dużo przeznaczamy na jedzenie, ile możemy odłożyć na konto oszczędnościowe, a kiedy możemy zaszaleć i zjeść coś na mieście.
- To może wydawać się trochę dziwne, ale czasami przeszukując internet widziałam na forach, że wiele osób czy rodzin też miało ten problem, ale takie podliczanie pozwoliło im zorientować się, jakie mają wydatki, wymagania i potrzeby. W ciągu roku takiego podliczania zauważyłam też, jak bardzo podniosły się ceny produktów, co też pozwala mi na troszkę inne planowanie jedzenia lub szukanie naprawdę dobrych okazji w innych sklepach (żeby np. zrobić zapasy danego produktu i nie przepłacać).
I to wszystko. :)
Jednym może wydawać się to dziwne i zagmatwane, ale jak dla mnie jest to prosty sposób na kontrolowanie swoich wydatków i jeśli to możliwe, oszczędzanie. W ciągu kilku tygodni przyzwyczailiśmy się bardzo szybko do jednorazowego wypadu po zakupy, a potem mamy spokój na kolejne dni. Planując wydatki na następny miesiąc wiemy już, ile pieniędzy wydamy na standardowe rachunki, a ile mniej więcej na jedzenie.
Innym ważnym plusem jest to, że praktycznie nic się nie marnuje - nie musimy niczego wyrzucać i nie mamy poczucia, że gdzieś tracimy te pieniądze. Dodatkowo, jest to też ciekawa opcja dla osób, które chcą się zdrowo odżywiać - można wcześniej zaplanować posiłki i nie narażamy się na wszystkie pokusy, które czekałyby na nas podczas codziennego wypadu do sklepu.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób pomogę komuś w organizacji czasu i budżetu domowego. Żałuję, że nie stosowałam tej metody od razu po rozpoczęciu studiów, mogłabym w ten sposób zaoszczędzić o wiele więcej pieniędzy i wcześniej zadbać o lepsze odżywianie. :)
Jeśli macie swoje sposoby czy tricki na oszczędzanie, piszcie w komentarzach, na pewno sama chętnie zainspiruję się Waszymi metodami!