Jest to dla mnie zupełna nowość i zabieram się za ten temat już od jakiegoś czasu. Jestem osobą, która preferuje ćwiczenia w domowym zaciszu, ewentualnie bieganie na zewnątrz. Nigdy nie miałam aż tak dużej potrzeby chodzenia na siłownię. Nie powiem, czasami mnie to kusiło, ale problemem były głównie finanse, mój introwertyzm i brak towarzystwa w tej przygodzie. Dlatego kiedy dostałam szansę chodzenia na siłownię w moim rodzinnym mieście, cieszyłam się i jednocześnie miałam wiele obaw. Ale przemogłam się i bardzo się z tego cieszę.
Siłownia, do której chodzę, jest dosyć mała, ale ma chyba wszystkie niezbędne sprzęty. Mówię chyba, bo z połowy nawet nie korzystałam ;) i może osoby bardziej w tym siedzące mają inne zdanie. Nie skłamię chyba, jeśli powiem, że karnet był naprawdę niedrogi - 60zł za 18 wejść, jak dla mnie w sam raz na okres wakacyjny.
Kto mnie namówił na tą przygodę? Moja mama :) Zmaga się z chorobą zwyrodnieniową stawów kolanowych i ortopeda zalecił jazdę na rowerze i basen. Jako, że rower i pływanie nie są jej najmocniejszą stroną, najwygodniej jest korzystać z roweru stacjonarnego. A że we dwie zawsze raźniej, łatwiej było się przemóc czy prosić kogoś o pomoc w sprawie ćwiczeń czy sprzętu.
Ćwiczenia: nie mam żadnego, ale to żadnego wcześniejszego doświadczenia z siłownią, dlatego przed pierwszą sesją przeszukałam chyba cały internet :) Swój trening zaczynam od bieżni, następnie rower stacjonarny - baaardzo fajnie rozgrzewa dodatkowo kolana. A później zaczynam zabawę z hantlami - trening ramion i nóg, wykonuję kilka ćwiczeń po 10 powtórzeń, 3-4 serie (chociaż ręce mam słabsze i zwykle wykonuję 2-3 serie, dopiero teraz widzę, jak słabsze mam lewe ramię). Później moja ulubiona część - brzuch - różnego rodzaju brzuszki na większość mięśni, do tego kilka ćwiczeń z piłką/hantlami, jeśli mam siłę - plank. Potem znowu bieżnia - lubię biegać, ostatnio mam opór z wyjściem na zewnątrz, dlatego na siłowni przebiegam ok. 5-6 km. Na koniec rozciąganie. Jeśli mam dobry dzień, wszystko idzie bardzo sprawnie i całość zajmuje ok. godziny. Miewam dni, kiedy wykonam mniej serii albo coś pominę. Zawsze jest jednak rozgrzewka i rozciąganie :)
Moja opinia: to, co piszę, bazuję tylko na półtora-miesięcznym chodzeniu. Ogólnie jestem bardzo zadowolona :) Może niektórzy skrytykują mnie, że używam tylko hantli, ale w domu nie mam takiego wyboru i mogę skorzystać z różnych wag. Korzystałam z kilku maszyn i również je włączam do treningu. Może gdybym miała jakiegoś doświadczonego towarzysza, odważyłabym się na inne maszyny czy sztangę, ale jak na początek korzystam z tego, czego potrafię :)
Odnośnie ludzi - na internecie często opisywane są różne typy ludzi na siłowni - i z tym się zgadzam, różnorodność jest ogromna, a czasami nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać :) Ale o tym napiszę w oddzielnym poście. Jestem jednak bardzo zadowolona z osób pracujących tam na stałe - są bardzo pomocni, zawsze wytłumaczą jak korzystać ze sprzętu, pokażą, co robisz źle. Wystarczy jedynie poprosić, czego na początku się bałam, żeby nie zrobić z siebie błazna. Ale jak mówi moja babcia - koniec języka za przewodnika ;) I dzięki temu przynajmniej nie zrobi się sobie krzywdy.
Jedyne, co bardzo mi przeszkadza, to fakt, w mojej lokalnej siłowni nie ma np. dozowników z płynem do dezynfekcji i niestety nie wszyscy przynoszą swoje ręczniki i sprzątają po sobie. Wiem, że dozowniki i ręczniki papierowe są często w tych lepszych miejscach, ale domowy ręcznik naprawdę nie kosztuje i powinniśmy się szanować i wytrzeć po sobie sprzęt, bo to naprawdę odrzuca.. Całe szczęście większość osób, z którymi się spotkałam na miejscu, zna te podstawowe zasady.
Czy będę korzystała nadal z siłowni? Chciałabym. Ale raczej moja przygoda zakończy się na razie we wrześniu, do końca wakacji. W moim mieście akademickim jest mnóstwo siłowni, ale karnety są bardzo drogie, nie mam możliwości na takie miesięczne wydatki. Inny 'problem' to czas. Obecnie dojście na siłownię, trening, ogarnięcie się i powrót zajmują mi ok. 2 godzin. Aktualnie będę na ostatnim roku studiów i muszę się porządnie przyłożyć, a takie 2 godziny to dla mnie cenny czas. Ćwicząc w domu, mogłabym w tym czasie poćwiczyć, wziąć prysznic i przygotować nawet obiad na następny dzień czy kolację :)
Cieszę się, że mam okazję korzystać z siłowni. Gdyby nie mama, pewnie nadal bym się nie odważyła. A dzięki temu i jej, i mi poprawiła się nieco kondycja. Do tego czasami wyskakuję na basen, przez co dodatkowo czuję się o wiele lepiej. W czasie roku akademickiego raczej będę ćwiczyła w domowym zaciszu, ale na pewno niedługo dokupię sobie kolejny karnet (jest on ważny cały rok), aby korzystać w czasie powrotów do domu.
Na siłownię chodzę dopiero od półtora miesiąca, ale teraz naprawdę rozumiem osoby, które są tam bywalcami - można się nieźle napocić, a endorfiny aż buzują :)