By ciasto lepiej się sklejało, przejedźmy palcem lekko zwilżonym zimną wodą (wody nie może być za dużo, bo się ciasto nie zlepi) po dolnej części placuszka, po czym jego górną część (suchą) nałóżmy na dolną, dokładnie zlepiając ze sobą obie części ciasta.
Ulepione pierogi wrzucamy partiami do garnka z osoloną, wrzącą wodą (wody w garnku musi być dużo).
Po wrzuceniu na wrzątek pierogi trzeba delikatnie zamieszać łyżką cedzakową.
Pierogi gotujemy kilka minut (1-3 minuty) od ich wypłynięcia na wierzch (czas gotowania zależy od grubości ciasta). Jednakże trzeba bardzo uważać, bo ciasto pierogowe lubi się szybko rozgotowywać.
Pierogi gotujemy na dużym ogniu, jedynie te z dodatkiem owoców na mniejszym, aby owoce w środku zdążyły się ugotować.
Ugotowane pierogi wyławiamy z garnka łyżką cedzakową i rozkładamy na talerze.
Zawsze przygotowuję większą ilość pierogów i wiadomym jest, że wszystkie nie zostaną od razu zjedzone, dlatego po wyłowieniu ich z garnka, rozkładam je na półmiski i pozostawiam na krótki czas, aby obeschły z wody. Gdy już z jednej strony obeschną, przekładam je na inne suche półmiski, kładąc je w ten sposób, aby obeschły z wody po drugiej stronie.
Takie osuszone z wody pierogi nie będą aż tak bardzo się sklejać, gdy je położymy jeden na drugim.
Większą ilość pierogów zawsze zamrażam na potem.
Gdy mam miejsce w zamrażalniku jedną z szuflad wykładam folią aluminiową (lub papierem do pieczenia) i rozkładam na niej osuszone z wody i zimne pierogi.
Zazwyczaj zamrażam większą ilość, więc pierogi kładę warstwowo, przekładając je folią aluminiową (lub papierem do pieczenia).
Zostawiam je na jakiś czas, niech się podmrożą, albo zamrożą całkowicie. Dopiero wtedy przekładam je do woreczków foliowych.
Gdyby je wrzucić do woreczków zimne, ale nie zamrożone, skleiły by się i w takiej formie zamroziły, a tak wyciągamy je potem pojedynczo i bez problemu gotujemy.
Ugotowane pierogi możemy na drugi odsmażyć, takie są najlepsze!
We wpisie wykorzystałam dwa zdjęcia Ani z bloga "Mops w Kuchni", oczywiście za zgodą autorki.