Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie związane z cmentarzem?
Moim najwcześniejszym śladem w pamięci jest kanapka z paprykarzem szczecińskim jedzona w drodze z przedszkola między alejkami krasnostawskiej nekropolii. To był istny rytuał popełniany za każdym razem, gdy wracałam do domu a szlak wiedziony między grobami był najkrótszą trasą. Dla jednych osób mogło być to zachowaniem na granicy profanacji, jednakże małym dziewczynkom wiele się wybacza.
Patrząc na to zupełnie naturalnie, zwyczaj spożywania jedzenia na cmentarzach przyjęty jest w wielu kulturach świata. Na Ukrainie podobno powszechne jest robienie stypy na miejscu wiecznego spoczynku, chwilę po złożeniu zmarłego do grobu. Ot, po prostu rozstawia się stolik i polewa napój wyprodukowany ze sfermentowanej pszenicy. W Meksyku zaś radość z przejścia do lepszego świata objawia się w przynoszeniu pożywienia zrobionego z kukurydzy, fasoli. Dodatkowo w naczynkach z tykwy rodzina i przyjaciele donosi napój przygotowany z gotowanej mąki kukurydzianej z miodem. Jeżeli bliskim zmarłym jest dziecko to w dniach świętowania Dia de los muertos przygotowuje się te smakołyki, które lubiły za życia. Najpopularniejszymi frykasami są słodycze, ciastka nazywane „chlebem zmarłych”, owoce oraz cukierki. Opcji jest wiele, ale dzieciom nie daje się mięsa. Przyjęto, że mięso jest potrawą dla dorosłych. Meksykanie wierzą, że dusze najbliższych żywią się zapachem ulubionych za życia potraw a żywi w ten sposób sprawiają im przyjemność.
W prawdzie te rytuały nijak się mają do mojego cmentarnego podwieczorku jednak dzięki nim czuję się zdecydowanie usprawiedliwiona. Może też dlatego nigdy nie spojrzę karcąco na osobę spożywającą na cmentarzu małe co nieco. I tak jak wspomniałam, małym dziewczynkom wybacza się wiele - nawet kanapkę z paprykarzem.