Co myślisz, gdy słyszysz hasło; "panna na wydaniu"? Nic nie myślisz?
To tekst jest dla Ciebie.
Kiedyś kobieta między 25-30 (i późniejszym) rokiem życia uznawana była za starą pannę. Dziś ten termin jest rzadko używany, a jeśli już to w siarczystej kłótni, jeśli chce się kobietę obrazić. Nie ważne czy kobieta jest gotowa do zamążpójścia czy pragnie w samotności zdobywać świat. Takie określenie z pewnością będzie bolesne albo przynajmniej uwierało jak kamyk w bucie. Z drugiej strony termin „singielka” również nie jest najtrafniejszy dla kobiet chcących przywdziać białą suknię. Singielki kojarzą się z kobietami wyzwolonymi, którym żaden mężczyzna nie jest potrzebny, które walczą o prawa swoje i innych kobiet. Dodatkowo gromada dzieci i spełnianie codziennych domowych obowiązków jest ostatnią rzeczą, której chciałyby się poświęcić. Z tych powodów termin „katolicki singiel”, „katolicka singielka” osobiście gryzie się dla mnie znaczeniowo tworząc swoisty oksymoron. Tyle nam mówią stereotypy.
Bardziej szczęśliwym terminem byłoby określenie „panna na wydaniu”. Odnosiłoby się do stanu chcenia i działania, które jest odstawione na jakiś czas. O ile liczne instytucje swatek i życzliwych osób nie zaczynały mącić tego jakże pięknego stanu. Chociaż trzeba wyraźnie zaznaczyć, że dawniejsze panny na wydaniu, były do zamążpójścia gotowe i niekiedy już były w stanie narzeczeńskim. A wydanie było rychłe, a dodatkowo pewne.
W Twojej czytelniczej głowie może pojawić się pytanie: „dlaczego to zaprząta moje myśli?”. Otóż, jestem w wieku, w którym moje bliższe i dalsze koleżanki zawierają związki małżeńskie. Jednym mniej lub bardziej pomagam w przygotowaniach, u innych dowiaduję się niemal w ostatniej chwili, że będą ślubowały śląc mi serdecznie zaproszenie. Jednak nie dziwi mnie ta sytuacja, w końcu znajduję się w matrymonialnym przedziale wiekowym. Zdecydowanie bardziej dziwi mnie, że wciąż jest nas tyle katolickich panien na wydaniu, takich, które spotykając tego wyczekanego poszłyby w to czem prędzej zadzierając przysłowiową kiecę. Można w tej sytuacji mieć postawę, jaka jest wyśpiewywana w piosence „Takiego chłopaka” zespołu Mikromusic, że z czasem może być tak naprawdę wszystko jedno i wszelkie modły uważać za skazane na porażkę. A można działać. Tylko jak?
Współcześnie, gdy relacje są budowane przez portale społecznościowe (a mężczyzna wysyłając wirtualnego kwiatka może zachłysnąć się własnym romantyzmem) i najwyższą formą podrywu może być zaczepka na niebieskim portalu można się wkurzać, albo próbować co z tym fantem zrobić. Potencjalnych jelonków życia jest mało. Dodatkowo nie pociesza fakt, że część jest już w związkach ( w tym homoseksualnych – co daje podwójną skuchę statystyczną), w zakonach lub seminariach co zmniejsza potencjalną grupę docelową. Można próbować posiłkować się niezwykle modnymi ostatnio hashtagami i tworzyć konstrukcje: #pannanawydaniu, #szukammęża #gdziecimężczyźni, tylko prędzej będzie to odebrane jako akt desperacji niźli kreatywności. A niewątpliwie godność trzeba będzie zmiatać z podłogi zamaszystymi ruchami. W prawdzie my katolickie (będę się trzymała tego określenia) panny na wydaniu mamy przykłady z Pieśni nad Pieśniami – tego super erotyku biblijnego – jak to Oblubienica wyszła z komnaty i zaczęła szukać Oblubieńca w mieście, krzycząc i nawołując. Aż do momentu, gdy spotkała strażników miasta. Jednak czy współcześnie sprawy nieco bardziej się pokomplikowały?
Gdy napisałam na Facebooku o zamiarze napisania felietonu dotykającego tematu: „stara panna vs singielka” w ciągu jednej godziny posypały się liczne polubienia, komentarze oraz wiadomości prywatne. Kobiety były entuzjastkami, zaprzyjaźniony mężczyzna stwierdził, że : a) trzeba pójść na dyskę i po problemie
b) takie kontrowersje na Przypraw Mnie nie licują z blogiem,
inni męscy czytelnicy bloga zaczęli pisać dziwne niedwuznaczne wiadomości, które sprawiły, że wolałam usunąć informacje o felietonie niż zacząć wdawać się w podobne dyskusje. To ostatnie spotkało się z zupełnym niezrozumieniem intencji i nakreślanej przeze mnie sytuacji.
Także tym nie do końca optymistycznym akcentem kończę wpis pisany rodem z pamiętnika młodej sing…ekhym…ekhym…panny na wydaniu. A i jestem bardzo ciekawa waszych doświadczeń w tym temacie.
Amen.