Nowy rok rozgościł się na dobre a poprzedni kalendarz może znaleźć miejsce na dnie szafy. Jak na niego spojrzę był to najbardziej intensywny rok, który przeżywałam. Adrenalina skakała, nerwy trudno było powstrzymać a stany niepewności przytłaczały. Jednak było warto i był to czas niezwykły.
1. Obroniłam pracę licencjacką. To ona głównie przysparzała stanów skrajnych niepewności. Z racji, że trzyletnie studia miałam skończyć w dwa i pół roku poprzez łączenie semestrów. Do ostatniej chwili czekałam na zgodę rektora na indywidualny tok nauczania. Niemal tydzień przed obroną miałam pełne poparcie dla moich planów, więc ze zdanymi egzaminami szłam na obronę pracy Ewolucja językowego obrazu świata na przykładzie metafory kulinarnej. Ubrana na granatowo i podjadając przekąski figowe otrzymałam wyróżnienie. Moja radość, gdy wyszłam z sali – bezcenna. Chyba największa w życiu.
2. Kultura przyprawiała mnie o wiele emocji. Poprzez słowo kultura mam na myśli książki, filmy, seriale i muzykę. Zaczęłam żyć Małym Życiem, przyjmowaćAntydepresanty od Marty Kosakowskiej, zajadać placek wiśniowy rodem z Twin Peaks i zadawać w pełni świadomie pytanie ‘kto zabił Laurę Palmer’, niepokoić się wyglądem świątecznych lampek po Stranger Things, popijać kawę w Stars Hollow, tęsknić za Ostatnią Rodziną i melodiami serwowanymi przez Tomasza Beksińskiego. Można powiedzieć, że miałam ciąg filmów depresyjnych; ‘Smoleńsk’, ‘Wołyń” i wspomniana już ‘Ostatnia Rodzina’. Ponadto uzależniłam się od Korteza Z Imbirem, Parsley Julii Pietruchy, Telefonu wykonywanego przez Waglewskich i płyty Piotra Zioły. Dość smutno mi było, gdy w lutym dowiedziałam się o śmierci gitarzysty mojego ukochanego zespołu Riverside. Niestety…
3. Dominikańska pielgrzymka – inna od dotychczasowych – tym razem wyruszyłam z Krakowa chcąc błogosławić i zmienić utarte ścieżki. Szczególnie do dziś dziękuję za spotkanie dwóch niewiast (Ani i Domi) choć i całej Jankowej grupie z serca błogosławię (tutaj powinien mieć miejsce emotikon smile). Co ciekawe przemierzałam krakowskie ulice chwilę po Światowych Dniach Młodzieży. Owo spotkanie śledziłam dzięki telewizji i internetowi. W mieście emocje opadały, ale były wciąż żywe. Piękny czas pielgrzymki, choć nie przywykłam do tak długich postojów.
Dodatkowo w maju byłam na świętowaniu 800 – lecia zakonu dominikanów na Służewie. Koncerty, spotkania ze znajomymi, kazanie dialogowane na przeszło dwadzieścia gardeł i bicie rekordu w jednoczesnym rozpakowywaniu cukierka. Tutaj znaczenie miała Boża Krówka.
4. Blogowo kryzysowo – Jestem człowiekiem wątpiącym. Niestety. Po obronie odczuwałam pewnego rodzaju beznadziejność. Stąd chęć zaniechania bloga. Próba rozkręcenia starej ‘nowości’. Po kilku rozmowach dostrzegłam, że nie tędy droga. I zaczęłam zmiany na Przypraw Mnie. Nowa domena, nowy szablon, nowe logo, na nowo stawiane social media. Chciałam podejść bardziej profesjonalnie jak na licencjonowaną dziennikarkę przystało. Jakby co zlecenia dziennikarskie wciąż mile widziane. Felietonów pragnę.
5. Ramen – może to dziwne w podsumowaniu roku zawrzeć jedzenie, ale jest warte zapamiętania i wspomnienia. W lutym będąc w Warszawie spełniłam swoje kulinarne marzenie. Skosztowałam prawdziwego ramen (ramenu?). W najlepszym dla mnie towarzystwie.
6. Wsparcie zbiórek społecznych – odważyłam się i tak byłam współproducentką Biblii Audio oraz teledysków Bovskiej. Zaczęłam doceniać ten rodzaj finansowania i dostrzegać obopólne korzyści.
Kolejny rok to tabula rasa. 52 tygodnie czekają na zapisanie w kalendarzu. Nie mam postanowień. Mam cele. W tym roku chcę zrobić prawo jazdy a także napisać książkę kulinarną. Rozwinięcie kanału na Youtube także mi się jawi. Chcę bardziej poświętować siódmy rok bloga i smakować wiele zadobroci. Reszta to możliwości na które czekam i chcę podejmować. Z Bożą pomocą.