Wracając z Ukrainy zabłądziłam, przejechałam Kraków i wylądowałam bliżej południowych krańców Polski. Zamierzam zaraz zgubić się jeszcze bardziej, ale póki co przez okno oglądam Tatry, jeżdżę na rowerze po dolinkach i rozmawiam z bacą o historii gór, o rozbójnikach i ubogich ogródkach pielęgnowanych kiedyś przy bacówkach.
Kupiłam bryndzę.
Nie posłuchałam rad górala z dziada pradziada, który stwierdził, że jedzenie jest po to, aby się najeść, więc nikt się wcześniej nie pochylał nad grzybami, które dają niewspółmiernie mniej energii niż jagnięcina...i ugotowałam zupę.
ZUPA Z BRYNDZĄ
4-6 PORCJI2 cebule
2 marchewki
2 korzenie pietruszki
4 ziemniaki
250 g pieczarek
2 łyżki masła
2,5 l wody
3 liście laurowe
ziele angielskie
majeranek (duuużo)
gałka muszkatołowa
papryka wędzona
pieprz cayenne
pieprz cytrynowy
sól
KLUSKI BRYNDZOWEbryndza - myślę, że to opakowanie miało około 150 g
1 jajo
5 łyżek bułki tartej
Cebulę podsmażyć na maśle w dużym garnku, w którym przygotujemy zupę. Do mocno zeszklonej dodać startą na grubych oczkach marchew i pietruszkę, dorzucić liście laurowe i ziele angielskie i pod przykryciem na wolnym ogniu trzymać około 20 minut, aż smaki się uwolnią, co nieco ciut się przypali, skarmelizuje. Ziemniaki pokroić w bardzo drobną kostkę, wrzucić do gara, na koniec dodać pieczarki. Kiedy pieczarki podduszą się odpowiednio (zwiędną, będą miękkie) wlać wodę. Gotować pod przykryciem aż ziemniaki nie będą surowe, przyprawić, zblendować, gotować aż zupa osiągnie pożądaną konsystencję (nie jest to krem).
Składniki na kluski bryndzowe połączyć widelcem. Ja tę masę przepuściłam przez praskę do ziemniaków (w domu nie mam takich luksusów), ale można ją też po prostu wrzucać łyżką.
Zupę razem z kluskami zagotować.