Rzeczywistość nie sprowadza się do pięknych i wydumanych obrazków, którymi karmią nas reklamy kaszek czy pinterest. Zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę nie da się być ujaraną szczęściem. Że rodzic czasem musi, inaczej
się kogoś udusi. Ja też chwilami mam dość, ale mierzi mnie już to ciągłe przekomarzanie. Przekonywanie się kto ma lepiej, kto gorzej. Licytowanie na worki pod oczami. Nie chcę być jedną z tych, co w kółko tylko, że mąż im nie pomaga.
Bo go nie mam. Które z przerażeniem odkrywają, że bamber sra, a nie robi kupkę.
Serio?! A gdy tylko słodziak wyskoczy z pampersów, okazuje się być kwaśnym landrynkiem.
No bywa.
Nie zapatrując się na innych, łykam go i działam dalej, bo obiecałam sobie jakiś czas temu,
skupiać się na momentach. Nie zawsze tylko pięknych i pachnących fiołkami, czasem nadrabianych żenującymi bajkami, z miłości nieprzespanymi nocami, ale w zgodzie z samą sobą. Chcę spokoju, motyli w brzuchu i roju nucących trzmieli. Powiesz mi, że przedawkowałam własne mleko, a ja ci odpowiem, że się wyspałam. I nie dlatego, że Bejbi nie zrywa mnie co rano na baczność. Ale dlatego, że sobie to wszystko poukładałam.
W głowie. W życiu. I między nami rodzicami.