Mam w domu - choć oswojonego - Dzikoludka*. Zwierzę skoczne i szalone, co rusz dokazujące. Czasami ugryzie, czasami złapie, czasem wyda z siebie dziki ryk, na dźwięk którego wszystkie maskotki chowają się po kątach. Czasami aż strach się bać.
Mimo wszystko towarzyskie to stworzenie, przyjacielskie: pluszowego pieska utuli do snu, misiowej pannie uczesze futerko, wykolejony pociąg naprowadzi na właściwe tory, pomacha na przywitanie czy pożegnanie panu prowadzącemu tramwaj.
Ostatnio mój Dzikoludek wskoczył w skarpety sygnowane leśną nazwą: Greenberry Kids... Śledził "ślady misia" na podeszwie, skakał po mieszkaniu jak wiewiórka i wyrywał sosny z korzeniami, by dobrać się do zawartości pewnej tuby. Wszystkiemu przyglądał się bacznie jelonek rogacz, wraz ze schowanym w ściółce królikiem. A kiedy Dzikoludek nieco się zmęczył, wyprowadził na spacer drewniane pieski - ustawiał je w rządku, by - gęsiego - wędrowały z nim po kanapie...
Tak jest, i ja dałam się ponieść modzie na te skarpety. Kusiły mnie zdjęcia pociech różnych blogerek, pomykających po mieszkaniu w tych ślicznościach... A kiedy rozpakowałam przesyłkę... Ach. Czasem tak jest, że matka oswaja sobie dziecko za pomocą dodatków: czy to ubranek, czy elementów wyposażenia pokoiku... Taka nasza mała działka, która pozwala rozładować napięcie, umila codzienny trud wychowawczy... ;)
__________
* Dzikoludek -