Nie bez przyczyny choinka króluje w domach w okresie świąt Bożego Narodzenia. Podczas gdy drzewa liściaste zrzucają swoje kolorowe odzienie, by nagie okryć się puchową kołdrą, te iglaste uśmiechają się filuternie, strosząc pachnące żywicą, zielone, ażurowe kożuchy. Skoro natura sama zdecydowała, że to one mają pozostać zielone, trochę podnosząc nas - ludzi - na duchu, dlaczego z tego nie korzystać?
W sklepach możemy odnaleźć całe mnóstwo ozdób świątecznych albo zimowych (które jeszcze nie trącą tak silnie Wigilią i wszelkimi świątecznymi symbolami), osobiście mam jednak z nimi pewien problem: są... za bardzo. Za bardzo pstrokate, za bardzo ozdobne, strojne, zbyt kolorowe, zbyt udziwnione, za bardzo poważne (również jako glamour) albo za bardzo infantylne... Tu brokat, tam jakaś błyskotka, tutaj mikołajek, tam reniferek... Chociaż nie przeszkadzają mi na tyle, bym czuła na ich widok niechęć totalną - mogę bowiem spokojnie i bez traumy spędzać czas w czyimś domu tak udekorowanym, to jednak... no właśnie: dopisek "w czyimś domu" odgrywa tu kluczową rolę.
Od jakiegoś czasu zauważyłam u siebie minimalizm - niektóre z bibelotów zniknęły, ustępując miejsca innym (ale nie zawsze). Miejsce świątecznie poozdabianego domu i surowej w oprawie choinki zajęła teoria wywrotowa: odwrócenie porządku. W zeszłym roku spodobała mi się wizja świątecznego drzewka obwieszonego ozdobami różnego rodzaju, niekoniecznie z jednego zestawu, ale mieszanymi i - to dla mnie nowość, bo wcześniej hołdowałam stonowanej kolorystyce - barwnymi. I jak stanęła u nas choinka weselsza niż wszystkie jej poprzedniczki, tak dom stał się bardziej stonowany, zachowawczy, ale i konsekwentny. Równowaga? Nie wiem, może końcówka ciąży wymusiła pewne widoczne zmiany w przestrzeni, może trochę przemeblowała mi głowę. W każdym razie w większości zrezygnowałam z gotowych ozdób świątecznych i próbowałam przemycić własne rozwiązania (efekty można zobaczyć
TUTAJ), w tym roku podobnie.
Jeśli ktoś miałby mnie kiedyś zapytać o jedną ozdobę świąteczną, która byłaby najbardziej uniwersalna, strojna, adekwatna, pasująca wszystkim, odpowiedziałabym: gałązka choinkowa.
Tania (jeśli nie darmowa), posiadająca ogromny potencjał. Może stać się wszystkim: wieńcem, ozdobą lampy, drzwi, stołu, okien... wszystkiego! Nawet pełnoprawną choinką (mój teść wykonał kilka lat temu choinkę z samych gałązek powbijanych w drewnianą podstawkę). W zależności od gatunku drzewka, jakim dysponujemy, możemy wyczarować z niej różnego rodzaju dekoracje. Albo na surowo, w duchu skandynawskiego minimalizmu, albo na bogato - obwiesić świecidełkami, girlandami i zapalić lampki.
Wybrałam opcję pierwszą, surową, okraszoną jednak miejscami przymrużeniem oka.
najprościej, czyli...
do wazonu albo butelki po ulubionym winie
Jako ozdoby wykorzystałam... spinki do włosów.
Jeszcze będzie o nich post - rozkręcam się w temacie.
równie prosto...
do doniczki albo osłonki na doniczkę
trochę inaczej, czyli...
na lampę lub żyrandol
kombinatoryka stosowana, czyli...
w kuchni
Gałązki pasują wszędzie. Serio.
(Nawet na wieszaku im dobrze - zobacz
TUTAJ.)
Sprawdź sam, jeśli nie wierzysz.