3 dni temu o tej porze wędrowałam po Irlandii. Z wyprawy mam mnóstwo zdjęć i jeszcze więcej wspomnień. Przedstawię Wam zbiór moich ogólnych spostrzeżeń, tego co rzuciło mi się w oczy podczas urlopu. I opowiem co najbardziej mi smakowało.
Irlandia to kraj, który można kochać albo nienawidzić. Jego surowość i pogoda mogą przytłoczyć oraz zmęczyć. Ja nie poddałam się złym emocją i polubiłam tą zieloną krainę. Odniosłam wrażenie że ludzie tam żyjący na ogół się nie śpieszą i są otwarci na drugiego człowieka. Natomiast lewostronny ruch budził w mnie obawy.
Tyle ogółów, przejdźmy teraz do kuchni…
Zamarłam gdy podali śniadanie…
- sausages (smażone kiełbaski wieprzowe)
- smażone plastry bekonu
- jajecznica
- fasolka w sosie pomidorowym
- hash brown (rodzaj placka ziemniaczanego)
- pieczony pomidor
- smażone pieczarki
- tosty
Coś na słodko: owoce, miód, dżem, croissant
Alternatywą były, płatki i owsianka.
Takie śniadanie przyznacie sami może zaszokować. Spora dawka kalorii utrzymywała nas przez cały dzień. Polecam każdemu, nie tylko tym co potrzebują energii na rozpoczęcie dnia. Ta nie wyobrażalna kompozycja smaków nigdy wcześniej nie spotkała się na moim talerzu. Niby bomba kaloryczna a smakowała wszystkim. Full Irish Breakfast trzeba spróbować.
Na obiad polecają jagnięcinę i wołowinę. Cóż to nie powinno dziwić, gdy wokół mnóstwo pastwisk. W karcie nie spotkamy 101 dań
z różnych zakątków globu. Podają to co mają najlepszego. Świetna sprawa, wszystko świeże i ciągle pełne lokale. A ich wołowina, przyznam że bardzo smaczna. Preferują kuchnię prostą, smaczna i sytą. Porcje były ogromne i nie odczuwałam głodu.
A na słodkości przymykałam oko. W końcu to był urlop i przestałam pracować nad sobą.
Jak przejść Irlandię nie natrafiając na pub…
Po takim jedzonku przychodzi czas na tradycyjne irlandzkie piwo, Guinness. Czarne jak noc, o wyrazistym słodko – gorzkim smaku,
z gęstą, kremową pianą. Piwo to nie znosi obojętności, albo go rzucisz od razu, albo go pokochasz. Z tą miłościa bym nie przesadzała,
ale Guinness mi smakował. Na zdrowie!
Kto Anglik, kto Irlandczyk?
Jak każdy kraj, Irlandia ma wiele do zaoferowania. Według mnie warto odwiedzić Belfast a w nim Muzeum Titanica. Jest co zwiedzać!
I jak na nowoczesne muzeum przystało atrakcji nie brakuje. Fenomenalna okazała się podróż po każdym z poziomów na statku. Kolejną atrakcją jest kolejka. Na własnej skórze odczuwamy temperaturę w jakiej pracowali ludzie, słyszymy wszelkie odgłosy pracy, możemy dotknąć poszczególnych części składowych. Ciekawe wkomponowanie hologramów w całość, sprawia że Titanic ożywa a wraz z nim przenosimy się do roku 1912.
Następnym przystankiem powinno być wybrzeże Irlandii Północnej. Ludzie tam silnie przywiązani są do Anglii i nie wstydzą się tego okazywać. W tym rejonie warto odwiedzić wiszący most Carrick – A – Rede. Most ten może być prawdziwym wyzwaniem, bowiem cały czas się buja, pod wpływem ruchu turystów oraz z powodu wiejącego wiatru. Przy dobrej pogodzie możemy dostrzec wybrzeże Szkocji oraz cieszyć się kolorem wody Morza Północnego.
A teraz przenieśmy się w czasie i poznajmy olbrzyma Finn McCool i jego Groblę, czyli Giant’s Causeway. Stygnąca lawa utworzyła wzdłuż wybrzeża nieprawdopodobną mozaikę z bazaltowych kolumn. Miejsce to jest piękne i warte odwiedzin!
Rodzinnie nie znaczy nudno
Szalona chęć zobaczenia wszystkiego co zaplanowałam nie przysłoniła mi priorytetów. Najważniejszy był dla mnie czas spędzony
z Marcinem, Ulką i Filipem. Bo w końcu tak rzadko się widzimy. Trzeba było łapać każdą minutę wspólnego czasu. Dlatego nasz poranny budzik wcześnie zapraszał na śniadanko
Całą podróż kończy, zbieranie muszelek i podziwianie piękna oceanu…..
Pozostało mi wiele dobrych wspomnień. Oto kilka przykładów tego za czym będę tęsknić:
- za bliskością oceanu i zapierającymi dech widokami
- za niebem, które wydawało się być tuż nad naszymi głowami
- za dobrą kuchnią i atmosferą irlandzkich pub’ów
- za rodziną, która dbała o każdy szczegół wypraw i dała możliwość skosztowania Irlandii od kuchni
- za porannym „wake up!!! ciocia, idziemy na śniadanko”
- za tościkiem z miodem i orzechami
Cóż…
Zobaczyłam inne pejzaże, inne miasta i ludzi. To chyba potrzeba zobaczenia, posmakowania czegoś nowego pchneła mnie na tę trasę.
Podróżuj, śnij, odkrywaj!