Nie. Choć prawdopodobnie niezliczoną ilość razy utwierdzano Cię w przekonaniu, że każdy kilogram to naddatek w wysokości 7000 kalorii, nagle ktoś tu śmie napisać, że to jednak nie jest to prawda.
Kilogram to może być 7000 kalorii, może być i 1200 kalorii na skutek odnowienia zapasów glikogenu w mięśniach (każdy gram glikogenu gromadzi obok siebie 3 gramy wody), ale może to być i 10 000 kalorii w wyniku przeprowadzenia lipogenezy de novo wskutek jedzenia diety wysokowęglowodanowej. I szok - może to być i... 0 kalorii! To przez ten bigos z kilkoma łyżkami soli, który zatrzymał Ci wodę.
Więc proszę się nie ważyć codziennie. I nie panikować, bo kortyzol skacze i tyje się jeszcze szybciej :P
Jeśli celem jest spalenie kilograma tłuszczu, to pewnie będzie coś koło tego. Jeśli spalasz glikogen, to mniej. Jeśli spalasz mięśnie... to ich nie spalaj. I nie głódź się, proszę, bo wcale nie tędy droga, a mięśnie nie pełnią wyłącznie funkcji estetycznej.
Choć warto znać pi razy drzwi wartości kaloryczne używanych (zjadanych) produktów, to liczenie kalorii codziennie jest kompletnie niepotrzebne, nieprzydatne i uciążliwe. Można to zrobić dosłownie kilka razy w celach czysto kontrolnych po zmianie diety (na przykład na weganizm ;)), aby upewnić się czy:
a) nie głodzisz się nieświadomie (tak, dieta 1500 kalorii to dla zdecydowanej większości ludzi głodówka)
b) nie jadasz 5 tysięcy kalorii, bo osobom innym niż sportowcom czy mającym duże zapotrzebowanie energii zdrowia to jednak nie przysporzy
c) równie ważne są minerały, witaminy i tym podobne, więc warto wiedzieć, czy zapewnia się ich odpowiednią ilość. Tutaj, jako narzędzie pomocnicze, polecę
Cronometer.
Kaloria kalorii nierówna
Nie powinno budzić żadnych wątpliwości, że trudniej jest przytyć od dwóch kilogramów buraków (około 800kcal) niż od szklanki cukru (800kcal), którą czasem można znaleźć w cieście babci. W burakach znajdziemy mnóstwo błonnika, minerały, witaminy, białko, a przede wszystkim wodę. Warzywa i owoce tak nie "tuczą" jak drożdżówki i batony, nawet te straszne ziemniaki - one wcale nie są takie tuczące.
Ogólnie, węglowodany powodują mniejszy przyrost tkanki tłuszczowej niż tłuszcz, co dokładniej opisałem
tutaj. Jednak wcale nie to oznacza, że wszystkie węglowodany działają prozdrowotnie - fruktoza pobierana z syropu glukozowo-fruktozowego to syf, ale owoce (które fruktozę zawierają naturalnie) są dobrem wielkim. To samo dotyczy tłuszczów - to nie jest tak, że nieprzetworzone pestki w rozsądnych ilościach są równie szkodliwe co olej z butelki. Nie są, gdyż olej jest produktem rafinowanym i ma niewiele ze zdrowiem wspólnego.
Ile kalorii jeść?
Nikt Ci tego nie powie, a przynajmniej nie powinien. To wszystko zależy od multum różnych czynników: aktywności fizycznej i umysłowej, wzrostu, masy ciała, płci, wieku, potrzeby (w niedowadze zwykle się przydaje przytyć, a przy nadwadze schudnąć).
Strasznie modne jest wyliczanie zapotrzebowania kalorycznego za pomocą internetowych kalkulatorów. Ale czy używając jedynie wzoru matematycznego, ktokolwiek jest w stanie wyliczyć właściwą powierzchnię ciała, produkcję tyroksyny (T4) i jej przemianę w tkankach w trójjodotyroninę (T3), produkcję testosteronu i jego aromatyzację w estrogeny albo zamianę w dihydroksytestosteron, ogólny stopień uwodnienia komórek (odwodniona komórka wykazuje mniejszą aktywność metaboliczną), na którą dodatnio wpływa między innymi podaż potasu z pożywienia, a ujemnie duża ilość sodu? Idąc dalej: ilość tkanki mięśniowej i tkanki tłuszczowej, produkcję śluzu w drogach oddechowych czy jelitach (śluz w jelitach utrudnia wchłanianie składników pokarmowych), aktywność enzymów pokarmowych, stan kosmków i flory bakteryjnej jelit, nietolerancje pokarmowe, insulinooporność komórek, a nawet takie niuanse jak wydzielanie hGH przez przysadkę, aktywność termiczną i ilość brunatnej tkanki tłuszczowej, stany zapalne w organizmie czy nawet nastawienie psychiczne do diety.
Wyliczenie zapotrzebowania kalorycznego z pomocą internetu nie należy do czynów możliwych.Można się jedynie zorientować plus minus empirycznie. Czy każdy kilogram mięśni spala w spoczynku około 100 kilokalorii?
Jakkolwiek to pięknie brzmi i ilekolwiek razy zostało gdzieś-tam wypowiedziane, to niestety nie jest to prawda. Dogłębne
analizy literatury naukowej wskazują na to, że kilogram tkanki mięśniowej spala w
spoczynku jedynie... tam tara tam... około 13 kalorii. Na domiar wszystkiego, kilogram tkanki tłuszczowej spala w spoczynku około 4 kalorii. Jednak nie jest to tak wielka różnica, o jakiej krążą miejskie legendy.
Fakt, że wraz z większą ilością tkanki mięśniowej zwykle wolniej się męczymy, jest kompletnie innym czynnikiem.
Niestety mnóstwo osób porównuje między sobą ilości spożywanych kalorii opierając na tym poczucie własnej wartości. Nic bardziej niszczącego! Takie niepotrzebne porównywanie powoduje wyrzuty sumienia i chęć osiągnięcia "ideału", których następstwem może być niedożywienie, zaburzenia odżywiania czy ogólnie obniżona samoocena. Jeśli koleżanka odchudza się na diecie 1200kcal, to nie powinnaś brać z niej przykładu. Jeśli osoba o "szybkim" metabolizmie zjada 6000kcal, to też nie należy brać przykładu. Jeśli na wizycie u dietetyka usłyszysz wyrok orzekający 1000kcal na kilka najbliższych miesięcy, to... wyjdź i podziękuj za wizytę. Nie omieszkaj zgromić spojrzeniem.
Jeśli się spożywa naturalne, zdrowe, nieprzetworzone jedzenie i ma się dobry z nim stosunek, to organizm sam wyznaczy, ile go realnie potrzebuje. I żadne kalkulatory nie będą potrzebne.