Jak już wielokrotnie wspominałam w crossficie należy być przygotowanym dosłownie na wszystko. Na poprzednich zawodach WODy zostały ogłoszone kilka dni przed, tutaj mogliśmy jedynie zgadywać.
Zdążyłam się przebrać, gdy dowiedziałam się, że za 5 minut mamy zbiórkę przed boxem. Wszyscy zawodnicy wyprowadzeni na most mogli tylko gdybać co ich czeka. Widzieliśmy jedynie las i kawałek drogi. Dostaliśmy tylko kilka podpowiedzi: 1) every second counts, więc czas, który osiągniemy może mieć bardzo duży wpływ na końcową pozycję, 2) time cap WODa to 45 minut, 3) mogą nas czekać niespodzianki. W tym momencie obstawiałam 5 km bieg i byłam totalnie przerażona. Tym bardziej, że nie zdążyłam się nawet porządnie rozgrzać - jak się potem okazało bieg był wystarczający:)
|
ostatnie 200 m |
Wszyscy ruszyli z impetem, ja także postanowiłam się nie oszczędzać. Typowa leśna, dość wąska droga kontra 80 biegnących osób. Czekałam na bonusy, po ok. 600 m zobaczyłam stertę kłód. Dla pań i panów open cienkie, dla panów elite grubsze. Nie zastanawiając się wybrałam teoretycznie najcieńszą, zarzuciłam ją na ramię i biegłam dalej. Potem niestety nastał kryzys, zaczęłam przerzucać kłodę na drugie ramię, potem na plecy i zwolniłam. Okazało się, że pozycja, która zajęłam przed kłodami była niemal nie do przeskoczenia - dróżki były wąskie, a osoba z kłodą na plecach (
przykładowo) lub jak kto woli "na Jezusa" nie do wyprzedzenia. W pewnym momencie obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko kilku facetów z elite. Załamałam się i zaczęłam cisnąć, wyprzedzając jedną z rywalek. W końcu byłam pewna, że jestem ostatnia ZNOWU. Dobiegłam na metę z czasem 17:37. Myślę, że to całkiem niezły wynik jak na 3 km dla osoby, która nadal nie lubi biegać. Byłam 11/13 dziewczyn. Wszystko zapowiadało się dość dobrze. Po biegu miałam 30 minut na szybką regenerację.
WOD 1: Sztanga love
Lubię squat clean i push jerk, więc pomyślałam, że to kolejna szansa. Z ciężaru (25 kg) byłam zadowolona, ponieważ ćwiczę z takim na co dzień. Jednak nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo bieg zabił mi nogi. Dla osób nie będących w temacie - należało wykonać 15 squat cleanów (zarzutów na przysiad), a następnie 15 push pressów/push jerków itd. Nie dostałam ani jednego no rep. Gdybyście pytali cóż to takiego - to zwyczajnie nie zaliczenie powtórzenia ze względu na złą technikę, w rezultacie trzeba zrobić ćwiczenie kilka razy więcej. Na wykonanie tych 3 'serii' był time cap 7 minut. Niestety nie wyrobiłam się, skończyłam na 12 push pressach. Ostatnie cleany były dla mnie tak ciężkie, jakby sztanga ważyła 40 kg. Plecy odmawialy posłuszeństwa.
|
(kliknij, aby powiększyć) |
WOD 2: Kill me, pleaseGdy ogłaszali tego WODa byłam już dość zmęczona i modliłam się o pasujący mi workout. Wall balle w ilości 21 były kopem w piszczel, przestraszyłam się pull upsów, jednak dla kobiet zrobili skalowanie do ring rows (które wykonywałam pierwszy raz w życiu - można?). Ze swingów byłam zadowolona, akurat tu wypadły amerykańskie (nad głowę), jednak standardy były dość restrykcyjne, ponieważ wymagane było, aby kettlebell stanął pionowo nad głową. Zamiast HSPU były przewidziane pompki z odkładaniem rąk, lecz i tu standardy dały się we znaki - ciało w idealnie prostej linii, bez odrywania stóp. Najgorszy był moment, w którym powiedziano, że WOD ten ma 4 rundy, a time cap 20 minut. Zaczęłam się bać.
Jak widać miałam tylko 2 rywalki, ponieważ jedna zrezygnowała. Na szczęście nie było tłoku jak w innych heatach, gdzie było 6 uczestników. Na pierwszych wall ballach miałam około 10 no repów. Motywacja spadła, lecz próbowałam nadrobić na ring rows. Łapki niby mocniejsze, ale nadal zbyt słabe, więc kończyło się na 3-4 powtórzeniach (do wykonania było 18). Widziałam jak dziewczyny ostro mnie wyprzedzają, lecz się tym nie przejmowałam. Swingi, które na co dzień nie sprawiają mi problemu tu były czymś arcytrudnym, ponieważ były wykonywane po ring rows, które mnie oficjalnie zniszczyły. Pompki z początku jakoś szły, lecz później core padł, co poczułam też na swingach. To było prawdziwe 20 minut masakry. Skończyłam na 3 rundach bez 2 pompek - ostatnie z nich były jednym wielkim no rep, dzięki (o zgrozo) odrywaniu stóp.
Kolejny kop w dupę, kolejna nauka
Gdyby nie no ok. 50 no repów na wall ballach poszłoby mi o wiele lepiej. Straciłam cenny czas i resztki siły. Następnym razem będę robiła cholernie wolno i dokładnie. Teraz praca głównie nad wytrzymałością i intensity. No i wiadomo, podnoszenie siły in general jak i tych nieszczęsnych łap.
Po ostatnich zawodach napisałam coś takiego:
"Chciałam sobie udowodnić, że mogę. Oczywiście teraz narzekam, że mogłam nie łapać oddechu, skisnąć/umrzeć w trakcie. Jednak to uczucie tuż po, gdy położyłam się i po prostu leżałam. Dostałam przykurczu przedramion, a całe ciało się trzęsło. Coś pięknego. To była rozgrzewka. Teraz przygotowania na Bydgoszcz w sierpniu. Cel zostanie osiągnięty!"
Z celem się nie myliłam. Zajęłam najpiękniejsze, przed-przedostatnie miejsce. I pomyśleć, że to wszystko dzięki biegowi, który dał mi trochę przewagi. Wynikiem końcowym po 3 WODach był ich zsumowany czas. Za I WOD miałam wpisany 7 min cap, ponieważ go nie ukończyłam, analogicznie z II WODem.
Mam to co, chciałam. Jednak jeszcze nie jestem w 100% zadowolona (perfekcjonistka, never enough i te sprawy). Na następne zawody poczekam trochę dłużej, chcę mieć realną próbę porównania wyników. Myślę, że pół roku to rozsądny okres na przygotowania. Pewnie i tak znowu byłam osobą, która najkrócej trenuje, minęły dopiero 4 miesiące. Rozmawiałam z jedną z zawodniczek, były to jej pierwsze zawody, lecz jej staż treningowy jest 2 razy dłuższy od mojego. Mimo że jestem jednym wielkim zakwasem jutro ruszam na trening.
Czeka mnie jeszcze wiele godzin ze sztangą, drążkiem, kettlem i med ballem. Jednak mam nadzieję, że na następnych wskoczę już o miejsce wyżej ;)
Wyniki, pierwsze 3 rubryki to kobiety lub jak kto woli księżniczki ;)