Gofry cytrynowo-makowe z dyniowo-cytrynowym jogurtem, figami, pistacjami i syropem klonowym
Te gofry zapamiętam do końca życia. Nie ze względu na ich smak, a ciąg zdarzeń, który miał miejsce w trakcie ich przygotowywania. Kiedy wyjmowałam gorące wypieki z gofrownicy, ślinka ciekła mi na sam widok, ale nie było mi dane zjeść ich chwilę później. Zabrałam się za blendowanie dyni z jogurtem, co skończyło się tragicznie. W konsekwencji na upragnione gofry musiałam poczekać ponad trzy godziny, a w tym czasie zdążyły zupełnie stracić początkową chrupkość. Jednak pierwsza próba użycia już od dawna intrygującej mnie wody spod ciecierzycy przyniosła jak najbardziej pozytywny rezultat, zamierzam przeprowadzić jeszcze kilka tego typu eksperymentów ;)
Przepis:
- 55 g mąki (użyłam chlebowej razowej)- 1/2 szklanki zimnej wody- 1 łyżeczka cukru trzcinowego- szczypta soli- 1 łyżka maku- 1 łyżeczka proszku do pieczenia- 1 łyżeczka oleju kokosowego (roztopiony) + do natłuszczenia gofrownicy- 1 łyżka skórki z cytryny- 3 łyżki soku z cytryny- 3 łyżki aquafaby (wody spod ciecierzycy)
Mąkę przesiewamy, dodajemy mak, cukier, sól, skórkę cytrynową, a na wierzch proszek do pieczenia. Polewamy sokiem z cytryny po proszku - powinno lekko się spienić. Dolewamy wodę, rozpuszczony olej i 1 łyżkę aquafaby i miksujemy. Gofrownicę nastawiamy na najwyższą temperaturę i nagrzewamy ponad 10 minut (nawet, jeśli pokaże, że jest już gotowa do pieczenia). Resztę aquafaby ubijamy jak białko na sztywną pianę i łyżką delikatnie mieszamy z ciastem. Powinno mieć konsystencję gęstej śmietany, jeśli jest zbyt rzadkie, dosypujemy łyżkę mąki. Gofrownicę porządnie natłuszczamy i pieczemy każdego gofra 5-6 minut.
A co takiego się przydarzyło? Nigdy, ale to przenigdy nie wyciągajcie nic z blendera, podczas gdy ten włączony jest do prądu. Widocznie urządzenia elektryczne postanowiły w końcu zemścić się za wyrządzone im szkody. Otóż blendowałam dynię, której kawałek zaklinował się w ostrzu blendera. Niewiele myśląc, włożyłam palec pod ostrze z zamiarem wyciągnięcia przeszkody i... chwilę później zaklinowaną przeszkodą został mój palec. Ostrze "dziabnęło mnie", kiedy przypadkowo nacisnęłam guzik. Nie byłam w stanie przesunąć palca w żadną stronę, a część blendera stała się nieodłącznym elementem mojej ręki. Na szczęście dwaj żartobliwi panowie szybko zgarnęli mnie karetką na najbliższy oddział, żartując przez całą drogę. "Nie mogłaś zjeść gofrów z dżemem?" - no cóż, sezon na dynię zdarza się raz w roku ;) Potem poszło już nieco sprawniej: kurara, szycie i prześwietlenie. Kość lekko złamana, więc palec wylądował w usztywnieniu. Tak, po tym wszystkim mogłam wreszcie wrócić na gofry. Ale może to zdarzenie nie jest przypadkiem? Czyżbym przez to miała odkryć lekarskie powołanie...? :)