Serowy omlet dyniowy z morelami, sosem czekoladowym, suszoną żurawiną i orzechami laskowymi
Miał być zwykły cesarki - Kaiserschmarrn. Zaczęło się od pomysłu wplecenia do niego dyni (uległam presji innych blogerów, którzy bezwstydnie bombardują jesiennymi przepisami, kiedy na straganach pełno jeszcze sierpniowych owoców) - dynia może zadziałać. Później niesłychana potrzeba dodatku w postaci białego sera - to zrujnowało wcześniejszą koncepcję, zbyt dużo pomysłów. Postanowiłam usmażyć omleta-byle co, a potem podzielić go na mniejsze kawałki, tak jak w pierwszej wersji. Jednak ku mojemu zdziwieniu jego pobyt na patelni obył się zupełnie bez szwanku i nie miałam serca, aby pozbawić go naturalnych okrągłych kształtów. Odważyłam się jedynie przekroić omleta na pół, jednocześnie ryzykując uszkodzenie teflonu ostrzem noża. Można by długo rozpisywać się na temat jego smaku, ale powiem tylko tyle, że powtórka szykuje się w najbliższym czasie i to w podwojonej wersji :>
Przepis:
- 90 g twarogu
- 1 jajko
- 90 g puree z dyni
- 1 kopiata łyżka mąki orkiszowej
- 1 łyżka syropu klonowego
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- łyżeczka oleju kokosowego do smażeniaTwaróg blendujemy dokładnie z jajkiem, dynią i syropem klonowym. Następnie do masy przesiewamy mąkę z proszkiem do pieczenia. Rozgrzewamy natłuszczoną patelnię i smażymy z każdej strony po kilka minut, najpierw pod przykryciem, potem bez.
Już niejednokrotnie przekonałam się, że przybywając w domu samemu w końcu przychodzi moment, gdy trzeba urządzić sobie "dzień sprzątania". Mój przypada na dziś z racji zbliżającej się wizyty "opiekunki do psa" zatrudnionej na czas mojego pobytu w Warszawie. Odkurzanie, zmywanie podłóg i wycieranie kurzy to moje najbliższe plany. Nie zabraknie jednak czasu na wakacyjne książkowe popołudnie czy też leniwą przechadzkę po okolicy ;) ...A może w końcu wydrukuję nieszczęsne zadania z matematyki?
Wczorajszy dzień dał mi trochę do myślenia. Już nie potępiam, staram się zrozumieć siebie. Każde przełamanie, oczywiście z rozsądkiem, staram się traktować jako sukces, a nie słabość. I to działa! Pośniadaniowy upieczony wczoraj banan z dodatkiem tahini i masła orzechowego na zmianę wcale nie spowodował głodowej fali. Nacieszyłam się, zakręciłam słoiczki - koniec, już nie pamiętam o nim. Bo chcę żyć, jak każdy zdrowy człowiek, nie być traktowana przez wszystkich jak dziwaczka, nie być zmuszona do wytrzymywania wzroku wyrażającego politowanie. I naprawdę jestem wdzięczna za każde słowo - nie sądziłam, że aż tyle osób zwróci na to uwagę :)