Był październik, nie ma października. Ale październik był dobry. Ciężki, wymagający, stawiający przede mną wiele wyzwań, ale dobry i satysfakcjonujący. Dużo w nim się działo, a mimo to pomiędzy jednym a drugim sprintem, znalazłam w nim wiele chwil na głęboki wdech i wydech. Bo miesiąc offline, to dobry miesiąc jest. I na tym jednym miesiącu na pewno nie skończę.
Jak pewnie pamiętacie, postawiłam sobie za cel wyzwanie offline w październiku. Jeśli post Wam uciekł, to zapraszam
tutaj. Wyzwanie polegało nie tylko na ograniczeniu czasu spędzanego przed komputerem, ale też spróbowaniem spędzenia większej ilości czasu z bliskimi czy na łonie natury. Taka nauka delektowania się tym co dostarcza nam świat offline. Z radością oświadczam, że mnie wyzwanie offline na pewno wyszło na dobre!
Realizacja zadań
Jak to zwykle jest z listami, jasno określone punkty pozwalają na ich skuteczniejszą realizację. Tak naprawdę nie udało mi się zrealizować tylko jednej rzeczy - ugotowania wykwintnej kolacji. Kolacja była, niejedna, ale wykwintną ciężko ją nazwać. Dlatego przyznaję się, że tego punktu nie zaliczyłam. Co do całej reszty, z dumą, wypinając pierś, stwierdzam - wykonano!
Były spacery, było całkiem sporo czytania, bez problemu znajdowałam czas na naukę, nawet w kinie byłam, do Londynu poleciałam, na kawie byłam, porządki zrobiłam, fajne zdjęcia porobiłam. A wiecie jaki świetny miałam ten dzień bez włączania komputera i odpalania internetu w komórce? Jak miło spędziłam czas z rodziną? Więcej takich dni poproszę!
Pozytywy
|
Kacper jak zwykle znajduje dużo czasu na odpoczynek. |
Dlaczego do siebie? Bo nie zawsze szanowałam swoje zdrowie, czas i oczy. Zbyt dużo czasu wlepiałam ślepia w ekran telefonu lub komputera, zbyt często nie dawałam sobie chwili wytchnienia od wciąż goniącego świata, a przy tym zbyt często ignorowałam znaki mojego organizmu, że czas najwyższy odłożyć na bok wszystko co mniej lub bardziej ważne i odpocząć.
Dlaczego do innych? Bo zauważyłam jak często dotąd zdarzało mi się słuchać jednym uchem ludzi, przeglądając przy tym Instagrama czy pocztę. Nauczyłam się odkładać telefon w takich momentach, a nawet jak łapałam się na tej niezbyt grzecznej czynności, czułam zażenowanie i od razu odkładam smartfona na bok. Zauważyłam też jak wiele osób wokół mnie nie potrafi oderwać się od telefonu. Uderzyło mnie to, zabolało i tym bardziej zmobilizowało do pracy nad samą sobą.
Nauczyłam się... celebrować wieczory. Nie są już one czasem dla komputera i społeczności, a czasem dla mnie i dla chłopaka lub dla znajomych. Staram się wyłączyć komputer około 22 i wziąć do ręki książkę. Nagle mam czas na te wszystkie czynności kosmetyczne, na które zawsze twierdziłam, że nie mam czasu. W spokoju planuję następne dni tygodnia. Gotuję jedzenie na następny dzień i jakoś się z tym wszystkim wyrabiam. Rzadko zdarza mi się znaleźć w łóżku później niż o północy, co kiedyś było dla mnie nie lada wyzwaniem. Jestem spokojniejsza, bo daję sobie na ten spokój czas.
Nauczyłam się dawać sobie wolne bez większych wyrzutów sumienia. Oczywiście, są dni, że nie daję mam szansy usiąść na chwilę w miejscu i biegam między pracą, uczelnią, drugą pracą i treningiem (kocham środy...), ale takie dni też są potrzebne - żeby potem z jeszcze większą radością doceniać te chwile spokoju.
Mam więcej czasu na spotkania ze znajomymi. Długo chorowałam na wieczne nie wychodzenie z domu. Nie mówię o imprezowaniu trzy razy w tygodniu, ale o znalezienie tej godzinki-dwóch w ciągu dnia, żeby spotkać się na kawę z przyjaciółką.
Negatywy
Tak naprawdę jedynym negatywem mniejszej ilości spędzonej w sieci był fakt, że nie śledziłam zbyt aktywnie blogosfery i innych interesujących mnie stron. Za każdym razem, gdy łapałam się na przeglądaniu kolejnych witryn, mówiłam sobie:
dość. Wyłączałam wszystko i zajmowałam się czymś teoretycznie bardziej produktywnym. Jednak pisząc bloga, nawet amatorsko, brak aktywności w sieci nie przynosi zbyt wiele dobrego. Brak obecności na profilu FB, mniejsza aktywność na Instagramie, mniej odwiedzin i komentowania innych blogów = mniejsze zainteresowanie moim blogiem. A przy tym ja sama zaczynałam tracić zainteresowanie tym, co piszą inni.
Podsumowanie
Wiem, że wiele jeszcze mogę wyciągnąć z dnia i planuję dalej szukać złotego środka w świadomym korzystaniu z internetu. Pomimo naprawdę wielu zajęć uważam październik za naprawdę dobry miesiąc, który zmienił moje spojrzenie na niektóre kwestie. Myślę, że w naszych czasach każdy powinien znaleźć trochę odwagi w sobie i czasem odłączyć się od wszechobecnego zalewu informacji, obrazów i sugestii.