Pierwsza informacja: udało się!!!
Przebiegłam w październiku ponad 100 km, a dokładnie:
103 km :)
Jak było?
Na pewno niełatwo, bo jak już pisałam pod koniec września, mam teraz wyjątkowo intensywne pół roku i szczerze powiedziawszy, miałam wątpliwości, czy podjęcie się takiego zadania jest dobrym pomysłem. Tak jak sądziłam, nie miałam zbyt dużo wolnego czasu na treningi. Bardzo często szłam pobiegać kosztem jedynej wolnej chwili w ciągu dnia. Wracając z uczelni, zdarzało się, że miałam 3 godzinki na trening, ogarnięcie się, ugotowanie obiadu i już musiałam pędzić do pracy, gdzie uśmiech na twarzy i energia to podstawa. Zdarzało mi się też pójść na trening z rana, przed uczelnią, jednak podkreślę, że rannym ptaszkiem to ja nie jestem. Do tego fakt, że mam ograniczony czas na bieganie, też mnie dość mocno irytował. Są bowiem takie dni, kiedy czuję, że jest moc i mogłabym biec przed siebie i biec... Ale nie, trzeba szybko wrócić do domu, wykąpać się, zjeść porządne śniadanie po biegu i pędzić (znowu prawie biegiem) na wydział.
W osiągnięciu mojego celu bardzo pomogły mi na pewno dwa wydarzenia:
O obydwu biegach możecie już przeczytać na blogu :)
Tak naprawdę to dzięki tym eventom udało mi się dobić do 100 km! Nie byłam zbyt regularna w bieganiu, szczególnie między drugim a trzecim tygodniem października, kiedy musiałam mieć inne priorytety. Zwykle dystans, który pokonywałam, oscylował między 6-8 km, a trzy treningi były nastawione typowo na interwały.
Wszystkie biegi możecie też zobaczyć na moim
profilu Runtastic.Kilka z nich, m.in. półmaraton i survival, a także dwa krótsze biegi do pracy musiałam z przyczyn technicznych wprowadzić ręcznie.
Wnioski?
- Bez wątpienia bez postawionego przede mną celu NIE przebiegłabym 100 km. Często szłam na trening, gdy naprawdę średnio miałam na to czas, bo musiałam przygotować choreografię na zajęcia, czy po prostu usiąść do książek. Ale świadomość, że przecież do czegoś się zobowiązałam cały czas siedziała gdzieś z tyłu głowy. Zdarzało się też, rzadko, ale jednak, że nie miałam po prostu ochoty iść biegać lub czułam, że to nie jest mój dzień. Mimo wszystko, za każdym razem wracałam z biegu uśmiechnięta i zadowolona - to jest ta właśnie niesamowita moc biegania!
- Chcieć, to móc! Tak! Jeżeli tylko ma się odpowiednią motywację i zacięcie, to każdy znajdzie czas na trening. Po tym miesiącu nie przemawiają już do mnie własne i czyjeś argumenty o treści: "nie miałam czasu." Ja też nie miałam - chodziłam biegać kosztem wolnych chwil i obejrzenia nowego odcinka Grey's Anatomy. Praktycznie cały miesiąc funkcjonowałam na pełnych obrotach, a na koniec każdego tygodnia byłam naprawdę wymęczona. Do tego dochodziło codziennie gotowanie o północy, żeby mieć co jeść kolejnego dnia - takie uroki życia bez glutenu. Ale miałam też niesamowitą satysfakcję, że nie zmarnowałam czasu i wykorzystałam ten miesiąc na 100%! :)
- Dobra organizacja czasu naprawdę jest kluczem do sukcesu! Pewne czynności stały się dla mnie na tyle rytualne i automatyczne, że robiłam je w ekspresowym tempie. Nauczyłam się wieczorem przygotowywać wszystko na kolejny dzień, nawet ubrania - a muszę powiedzieć, że jest to rzecz, która rano zawsze zabierała mi najwięcej czasu. Nauką i zadaniami na uczelnię zajmowałam się w pierwszej wolniejszej chwili, wiedząc, że kolejne dni są na tyle napięte, że po prostu się ze wszystkim nie wyrobię. W weekend piekłam chleb czy ciasto, żeby mieć jakąś przekąskę każdego dnia na uczelni czy po treningu. Dzięki temu zyskiwałam cenne minuty, które pozwoliły mi na poranny trening lub szybką przebieżkę pomiędzy zajęciami a pracą.
- Regularne treningi pozwoliły mi na pobicie własnego rekordu na 21 km - aktualnie wynosi on 2h 02 min i 7 sekund. Jest nad czym pracować w kolejnych miesiącach! :)
Wszystko brzmi tak kolorowo, ale oczywiście pojawiły się też minusy...
- Miałam niewiele czasu na eksperymentowanie w kuchni. Starałam się wręcz w niej spędzić jak najmniej czasu (poza weekendami), bo przecież było tyle innych rzeczy do zrobienia. Bazowałam na prostych, szybkich i zdrowych potrawach. Sprawdzony kurczak z warzywami najczęściej gościł w moich pudełkach na uczelni. Do tego twarożek, sałatka ze świeżych warzyw, a na szybki posiłek muffinka czy kawałek bananowca.
- Przyznaję, był to bardzo męczący miesiąc. ALE nie wiem, czy gdybym odjęła treningi biegowe, to czy stałby się on mniej męczący. Bieganie zawsze napędza mnie do dalszych wyzwań, daje energię i moc radości. Myślę, że wręcz pomogło mi ono w przebrnięciu przez październik i w wejściu w nowy codzienny tryb studencki.
- I najprostsze - często marzyłam jednak o tym, żeby po prostu położyć się na chwilę na kanapie z książką w ręku i spokojnie poczytać, a nie tak pędzić wszędzie na pełnych obrotach.
Co dalej? Cały miesiąc w takim trybie był bardzo wymagający, ale cieszę się ogromnie, że podołałam zadaniu!
Teraz zaczynam trzy tygodnie biegowego roztrenowania, w czasie których zbieram siły na przygotowania do nowego sezonu. Dzięki uprzejmości koleżanki mam ułożony plan treningowy, który powinien pozwolić mi przebiec poznański półmaraton w czasie 1:50h!
W tym czasie planuje też zrobić kilka badań, które pozwolą mi na bezpieczniejsze trenowanie - od dłuższego czasu miewam problemy z bólem lewego kolana, więc jego zbadanie jest aktualnie moim priorytetem. Do tego chcę dokładnie przebadać serce, bo człowiek przezorny zawsze ubezpieczony, a niestety wiadomości o młodych osobach słabnących podczas treningów czy zawodów nie są rzadkie (nie mówiąc już o przypadkach śmiertelnych...)
A jak Wasze październikowe postanowienia? Zrealizowane? :)
O, a dziś taką piękną jesień upolowałam na poznańskiej Cytadeli!