Jak nawiedzona powtarzam historie o magii Lwowa, ucieram kolejne frazesy, które zgrabnie wpisują się w pewną mitologię kreowaną w mojej głowie. Może jest to już nudne, może trochę śmieszne, infantylne.. Jestem typem potrzebującym niesamowitości, ingerencji kosmosu, żeby nie było nudno. I to się zdarza tutaj częściej niż gdziekolwiek indziej. Może to miejsce totemiczne mające na mnie szczególnie silny wpływ, może stąd bliżej do nieba, może tylko tutaj pozwalam sobie na przepływ strumienia pozytywnej energii.
Niezależnie od przyczyn prawda jest taka, że wystarczy kilka nieopatrznie dobranych słów w miejscu, w towarzystwie, aby potem wynikło z tego zupełnie nierealne spotkanie o kuchni wegetariańskiej, które prowadzę.
Wydarzenie rozgrywać się miało punkt piętnasta na płycie rynku, na tarasie jednej z restauracji mieszczącej się przy ratuszu. Na szczęście Lwów czuwał i ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe przenieśliśmy na prospekt Swobody się do pomieszczeń restauracji Japi. Tam za plecami miałam w pełni wyposażoną kuchnię z przemiłymi kucharzami, którzy nieustannie śmiali się z moich prób opanowania chaosu i bez problemów pożyczali mi czy to mikser, czy blender…
Na główny temat wybrałam jabłka, które w tak oczywisty sposób łączą się z nadeszłą już jesienią, z których można wyczarować o wiele więcej niż po prostu szarlotkę z dużą ilością cynamonu (choć kto odmówi kawałka?!). Plan był taki, aby przekonać wszystkich do spróbowania tych uniwersalnych owoców w kilku zupełnie różnych odsłonach, a przy okazji porządnie uargumentować dlaczego gotowanie zgodnie z zasadami sezonowości jest tak fascynujące, porusza wyobraźnie i zadowala kubki smakowe. Bo jabłka najsmaczniejsze są teraz!
Podczas gościnnych występów przybyli mieli możliwość skosztować:
- Koktajlu z jabłkiem i selerem naciowym
- Pasty z białej fasoli (jasne, że z jabłkiem)
- Omleta z karmelizowanymi jabłkami z aromatem lawendy
- Kaszy gryczanej z podsmażonym na maśle jabłkiem, liściem szpinaku, błękitnym serem, pomidorkami koktajlowymi i pesto bazyliowym
- trzech rodzajów jabłkowych chatney: z marchewką i żurawiną, z cebulą i suszoną śliwką oraz z czosnkiem i oregano
- Pomidorków koktajlowych zalanych sokiem jabłkowym
- Selera naciowego i jabłka zamkniętych w słoiku z czerwoną cebulą i piklowymi przyprawami
Kiedy tylko uda mi się osiąść w jakiejś kuchni (to tak w październiku) to przygotuję wszystko jeszcze raz i opatrzę stosownymi proporcjami i instrukcjami.
Całość cyrkowych popisów zamknęła się w pełnej godzinie i w tym momencie chciałabym podziękować wszystkim, którzy przyszli, wytrzymali, próbowali, komentowali, śmiali się, pytali, wspierali, smarowali kanapki, obracali patelnie, kroili cebulę, zadbali o wszystkie składniki, posprzątali ten „armagedon” (oferowałam swoja pomoc, ale chyba nie wydałam się odpowiednio wiarygodna).
Było mi niezmiernie miło ))))
Dziękuję! I polecam się na przyszłość!