Nie mam przy sobie piekarnika, bo mnie nosi i nie chce mi się grzecznie siedzieć w domu. I tak jest dobrze, bo jest czajnik, jakiś palnik i kilka rozmiarów garnków do wyboru. Coś się przygotuje, a jak nie to zje na mieście. Czasem jest nawet lepiej, bo w gościach, trochę kilometrów dalej można poznać smak marynowanego bakłażana z czosnkiem (chyba nie zgubiłam karteczki z zapisanym przepisem)! Ale takie eksperymenty dopiero po powrocie.
W związku z powyższym dynia ze zdjęcia jest z poprzedniego sezonu dyniowego. Nie ma warunków, nie ma czasu. Faktycznie dość długo czekała na premierę, ale złożyło się na to wiele czynników zewnętrznych. W wyniku minionych zawirowań kanapka z dynią czekała aż rok na moment, kiedy aura stawać się będzie coraz bardziej jesienna, kiedy zachce się pieczonych, korzennych smaków połączonych z rozgrzewającymi przyprawami.
A wtedy notka miała brzmieć tak:
Upiekłam dynię i kupiłam bochen chleba.
Przez kilka dni do sklepu było mi nie po drodze, więc nie miałam wyjścia - jadłam czerstwy chleb z pastą z dyni.
PASTA KANAPKOWA Z PIECZONEJ DYNI
5 łyżek pieczonej dyni (dynię ze skórką kroję na księżyce, wrzucam do piekarnika nagrzanego do 180-200 st. C i piekę aż zmięknie - wszystko zależy od wielkości kawałków itp., ale trzeba przygotować się na 30-45 minut)
1/2 czerwonej cebuli - bardzo drobno pokrojonej
1 łyżka musztardy
1 łyżka mielonego lnu (dla zagęszczenia konsystencji może być więcej)
1 łyżeczka czarnuszki
1 łyżeczka curry
Składniki połączyć, smarować kromki chleba, wyjadać łyżeczką, nabierać na selera naciowego...