○ wegańskie gofry 'waniliowe' z domowym dżemem porzeczkowym, malinami, czarną i czerwoną porzeczką, cukrem pudrem, sezamem oraz miodem
○ Wegańskie gofry:
2 łyżki mąki pszennej pełnoziarnistej
2-3 łyżki zmielonych na mąkę płatków owsianych
1 łyżka suchych płatków owsianych
1 płaska łyżka budyniu waniliowego
ok. 80 ml napoju sojowego
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka oleju
Wszystkie składniki miksujemy na niezbyt gładką, dość zwartą i gęstą masę. Ciasto nakładamy łyżką do dobrze nagrzanej i natłuszczonej gofrownicy. Gotowe :).
Zamarzyły mi się gofry. Gofry takie, jakie jadłam w niedzielę będąc w Kurozwękach. Chrupiące, sycące, zbite, a zarazem puszyste. Zachcianka łatwa do spełnienia, prawda? W końcu mam gofrownicę...
Ale było jedno 'ALE'. Ale z dużych liter. Moje wymarzone gofry miały być wegańskie.
Pół nocy spędziłam przeszukując internet i przeżywając załamanie nerwowe. Jak ja zrobię dobre ciasto bez mąki gryczanej/ciecierzycowej/jaglanej etc.? Zrezygnowana poszłam spać, a rano postanowiłam wykombinować coś z tego, co mam.
I...
...udało mi się stworzyć najlepsze gofry świata!!! Moja stara, płytka gofrownica, zamieniająca wszystko w gumową podeszwę, wyczarowała chrupiące (jednak dostatecznie miękkie), zbite (a jednak nadal puszyste), nie opadające nawet po upływie 10 minut wafelki ♥. Z radości zaszalałam i ukoronowałam je wszystkim, na co tylko miałam ochotę. Wśród dodatków znalazł się ukochany dżem, słodkie maliny, kwaśne porzeczki, płynny miód, puszysty cukier puder i chrupiący sezam ♥.
Mogłabym jeszcze długo opisywać idealność tych gofrów, ich delikatny, waniliowy zapach i genialny smak, jednak nie chcę was zanudzać. Musicie mi jednak wybaczyć, ale przemawia przeze mnie głos matki dumnej ze swojego dziecka :D. Naprawdę nie wiecie, jak bardzo cieszy mnie każdy udany, wegański eksperyment...
I zapomniałam o tym przeklętym 16 lipca, zapomniałam o wszystkim co złe. Chyba przez to, że powoli znajduję swój złoty środek, coś, co jest zgodne z moimi poglądami i ze mną ogółem. Nie narzucam sobie jednak szaleńczego tępa i nie oczekuję złotych gór po kilku dniach. Powoli, małymi kroczkami (nawet jeśli miałabym się wiele razy potknąć), wreszcie dojdę do celu.
A co najważniejsze - znowu zaczynam mieć jakieś sny! Co z tego, że cieszę się w nich jak dziecko z płatków drożdżowych :D. Teraz pozostaje mi tylko pracowanie nad moim charakterem. Bo bycie egoistyczną perfekcjonistką, która potrafi tylko ranić, też bywa męczące.