Mieszkam na wsi, więc normalne u mnie jest, że wakacje = praca. Jak co roku, rwę wiśnie. Dla hajsu oczywiście :) Przyznam szczerze, że po dzisiejszym dniu, nie wiem czy dam radę. Jestem przecież dużo słabszy niż ostatnio. I prawie o 20 kilo chudszy. Masakra.
Pracuje ze mną siostra, narzuca rytm, jest dobrze. Gadamy, i ogólnie...
Nie wiem ile dam radę tam być, ale przynajmniej nie czuję presji pieniądza.
A o śniadaniach nie zapominam! Dzisiaj jadłem nocną budyniowo-orzeczową jaglankę z bananem.
Niestety, miałem zbyt brudne ręce, by zrobić zdjęcie :)