90 minut najdziwniejszego biegu mojego życia, czyli o biegu z aktorami Teatru Powszechnego
"Zamieszki pod Teatrem Powszechnym", "Narodowcy atakują Klątwę", "Szturm różańcowy wokół Teatru Powszechnego"- czytam i zdaje się, że Teatr Powszechny stał się całkiem modny. A skoro mamy się skupić na modzie, to u mnie na topie zawsze jest bieganie. Gdy na tapecie pojawił się "bieg z aktorami Teatru Powszechnego", wiedziałam, że to nie przelewki i że co jak co, ale wystartować w nim po prostu muszę. I tak w pewną, majową sobotę stawiłam się w teatrze, by pobiec w całkiem nieznanym mi biegu. Nie do końca wiedziałam na co się szykować - nieznany był mi czas, dystans, trasa i okoliczności - a te, jak się okazało, były magiczne.
W garderobie Teatru Powszechnego dostaliśmy stroje - trzy rozmiary za dużą koszulkę, męskie (?) spodenki, czapki z daszkiem (początkowo stwierdziłam, że czapka to koszmar, ale po pewnym czasie biegania w samo południe w pełnym słońcu, doszłam do wniosku, że to niegłupi pomysł), oraz - uwaga! - "sreberko", a więc pocięty w paski koc termiczny (?). Przebrani w nowe łaszki, z doklejonymi paskami srebrnej folii, udaliśmy się na spotkanie z aktorami, na którym wytłumaczono nam ile bieg ma trwać i na czym ma polegać. Każdy z uczestników dostał dwa głośniczki z wcześniej przygotowanym nagraniem. Przeszliśmy szybkie szkolenie z obsługi, tak, by na trzy cztery wszystkie głośniki "wystartowały" w tej samej sekundzie i wybiegliśmy prosto przed siebie.
Dziewięćdziesiąt minut bez odzywania się w towarzystwie to mój absolutny rekord. Każdy kto choć raz był ze mną na treningu wie, że lubię gdy jest wesoło, no i że niezła ze mnie gaduła. To nie wszystko! Dziewięćdziesiąt minut bez wody na biegu, to dopiero dla mnie wyczyn! Z racji, iż regularnie mdleję, praktycznie nigdy nie biegam bez płynów. Ale to jeszcze nic! Dziewięćdziesiąt minut biegania z włączonymi głośnikami, podbiegania do ludzi, tworzenia "chmury" z innymi uczestnikami biegu - to dopiero MAGIA. Tak, ten bieg był magiczny. Choć początkowo ludzie spoglądali na nas jak na bandę świrów, po chwili każdy z nich rozumiał, że oto biorze udział w niesamowitym happeningu. Biegaliśmy w rytm dźwięków wydobywających się z głośników, szurając nóżkami w pełnym słońcu niczym gwiazdki odbijające światło.
Analizuję biegi, w których startowałam, przypominam sobie różne wydarzenia sportowe i już wiem, że "Bieg z aktorami" to najdziwniejszy bieg, w którym uczestniczyłam. Wyjście z codzienności, wtrącanie się do życia innych, a wszystko to podczas przebieżki po pięknym Skaryszaku- to naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. "Masowanie dźwiękiem" ludzi przebywających w parku przez grupę błyszczących się biegaczy, mogło być uznane za wariactwo, ale to, choćby było niemodne, zawsze będzie w cenie. Nie o nudę w życiu przecież się rozchodzi, a o to, by trochę dać się zwariować. Ja zwariowałam.
(fot. Katarzyna Laskowiecka)
(fot. Katarzyna Laskowiecka)
(fot. Katarzyna Laskowiecka)