Jestem. Wróciłam. Dom, dom, dom. Mój. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. :D :D :D
Góry jak zawsze mnie nie zawiodły, Zakopane mnie nie zawiodło, na pogodę absolutnie nie mogę narzekać. Na brak wspomnień i atrakcji również.
Zawiodłam się na swojej relacji z mamą. Który to raz?
Pojechałam jako zdrowa, normalna, szczęśliwa osoba, niestety na każdym kroku, każdego dnia usiłowała mi udowodnić, że jest inaczej. Czy skutecznie? Nie wiem. Mam już przecież wyrobiony ten swój wewnętrzny kręgosłup, przecież potrafię się już zdystansować. Jednak po 8 miesiącach mieszkania oddzielnie tych kilka dni w jednym pokoju psychicznie były dla mnie bardzo trudne.
Nie chcę mówić o jakimś cofnięciu się czy czymś podobnym. Nie. Ja już do pewnych stanów nie chcę wracać nigdy. Ale na pewno muszę odzyskać trochę wiary w siebie, w to, że może być dobrze i w to, że jest dobrze.
Po 10 dniach, które mimo wszystko spędziłam bardzo przyjemnie pora wrócić na dobrą drogę. Nie zboczyłam z niej, po prostu szłam poboczem. Zdarza się.
Ale! Nie jestem tu po to, żeby narzekać. Piszę to raczej po to, żeby pokazać, ze w paśmie osobistych sukcesów można się potykać, a nawet przewracać :D
W poniedziałkowe przedpołudnie odbyłam śmiechoterapię z
Zosią. :D
W sobotę odbyłam najlepszą terapię. Najlepszą z najlepszych. Już nie nazywam tego blogerskim spotkaniem. Dla mnie to już spotkanie z przyjaciółmi. Nalot na Kraków zrobiło 7 dziewczyn.
I to dało mi odpowiedniego kopa. Nie wiem jak dziękować.
Cieszę się, że wracam do Was. To będzie dosyć zabiegana reszta września. Egzaminy na prawko, wiele spotkań, które muszę jeszcze nadrobić, parę dorosłych spraw, w międzyczasie weekend w Poznaniu, głównie same przyjemności, ale dosyć czaso i energochłonne ;P
A teraz kilka zdjęć od antymistrza fotorelacji:
Wiadomo, że górskich widoków żadne najlepsze nawet zdjęcie nie odda:
Od kilku lat planowałam pojechać w końcu do Oświęcimia, jednak całodniowa wycieczka przerastała moje możliwości.
Bo co z jedzeniem? W tym roku z czystym sumieniem mogłam pojechać. Sukces i zwycięstwo. Dla takiej wolności warto walczyć. Ja decyduję kiedy, co robię, nie jakieś głupie zasady. Jeśli o samo Auschwitz i Birkenau chodzi to… trzeba zobaczyć. Tego samego dnia nie przeżywałam tak tego co przez późniejszych kilka dni. Mam wrażenie, że nadal to trawię, zwłaszcza po zakupieniu książki
,,Byłem asystentem doktora Mengele” Podziel się posiłkiem z wróblami i widok z naszego okna:
Sobota w Krakowie :D :D :D
I kilka łupów:
- Oscypki, żurawina, sok z pędów sosny
- Naczynka (porządna łycha, żeby było czym mieszać następnym razem wielkogarnkowy wspólny posiłek :D )
- Patelnia grillowa z Nowego Targu, jak mi brakowało mojej świetnej starej, która niestety na indukcji nie działała
- krakowskich Food Track'ów malina z imbirem i przyprawami i truskawka z białą czekoladą firmy Made By My Mum
- No i... dynia xD
Przez ostatnie dni na śniadania jadałam na zmianę kaszę jaglaną i owsiankę na jogurcie z owocami. Musiałam dziś zjeść cokolwiek innego, ale moja lodówka świeci pustkami przez co dziś śniadanie z braku innych środków wygląda jak wygląda. Jogurty, dynia i mrożone banany- to oznacza, ze zaraz robię napad na bazarek!
Karobowy jogurt
Dynia, mrożone banany, świeże daktyle
Masło orzechowe
Pam.