Witajcie! :)
Wczoraj zauważyłam, że
nie dodała mi się pierwsza część poprzedniego postu..!
Mówiłam w niej o swojej
nieobecności..! Tłumaczyłam się wręcz.. no ale dobra- trochę też
narzekałam- pewnie to wina tego zabiegu i ktoś mnie uchronił od wysyłania Wam złej energii :D
Także zobaczyliście tylko część drugą i być może dla Was lepiej ;)
Wiecie, że zaczął się już listopad?! Wiecie, że zaraz będzie można..
słuchać kolęd? oglądać idiotyczne
Mikołajowe reklamy.. i rodziny siedzące przy Wigilijnym stole i pijące (oczywiście!) najbardziej aromatyczną, smaczną kawę "X"..!
Ahh.. czasem coś za wcześnie zaczęte bardzo utrudnia cieszenie się z czegoś :(
Zaplanowałam sobie w ogóle w tym roku taki trochę hand made na prezent, dla niektórych i zastanawiam się jako to zdążę wykonać :O
ooo.. oby się udało! ;) bo ja lekko lewa jestem jeżeli chodzi o manualne prace :D
Dlatego moje ciasta zazwyczaj są smaczne, ale nie wyglądają.. ;)
A jak u Was? Wolne się skończyło, teraz już bez długiego weekendu ciągniemy do Świąt, co nie? Ale nie ma tego złego.. ;) Mam nadzieje, że zima się uda, bo ta jesień to była totalną porażką!
Nawet mnie, nie chorującego człowieczka,
rozłożyło! Nie jakoś strasznie, ale katar 2 tygodnie trzymał! Was choróbska mam nadzieje się nie imają ;)
A tak swoją drogą to był chyba jedyny sezon, w którym aż tyle udało mi się uczynić cudów z dyni ;) I tym razem jest o tym przepis, ale troszku pozmieniałam, żeby i choć w mniejszej części pasował on do mojej diety :)
Ostatnio (kto śledzi mnie na instagramie, czy facebook'u Sportowych) wie, że troszku naruszyłam sobie
metabolizm, jego prawidłowe działanie i teraz mam tego duże konsekwencje :( Ale staram się jak mogę to naprawić, dlatego też jestem na dość ścisłej diecie, w której odstępów się na razie nie zaleca.. Ale to ciacho popełnione było już spory kawałek czasu temu i powiem Wam, że.. do dzisiaj pamiętam jego smak!
Wilgotne (jak to brownie),
aromatyczne (ah ta dynia!),
rozpływające się w ustach (mascarpooone <3)
Czegóż chcieć więcej?
A tak, kolejnego kawałka! :)
Musicie się pokusić o ten deser- nie pożałujecie, a zwolenników zdobędziecie, nawet przeciwników dyni.
Pierwsze kęsy jeszcze ciepłego ciacha.. mniam! :)
Kto się skusi?
P.S. Mi wyszło trochę za małe esy-floresy, gdyż za wcześnie zrobiłam masę ciemną i zdążyła zastygnąć przed nałożeniem dyniowej ;)
Sernikobrownie z dynią
Składniki:
Masa ciemna:
-150g oleju kokosowego
- 300g gorzkiej czekolady (najlepiej 90%)
-3 duże jajka
-1 łyżka kakao
-200g erytrolu
-100g mąki żytniej/orkiszowej/razowej/jaglanej
-0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
Masa jasna:
-250 twarogu w kostce, chudego
-250 mascarpone
-2 duże jajka
-90g erytrolu
-250g puree z dynii
-1 łyżka mąki ziemniaczanej
-1 łyżka mąki razowej/żytniej/jaglanej/orkiszowej
-świeżo starta skórka z 1 pomarańczy
Wykonanie:
Masa ciemna:
Roztopić olej kokosowy, do ciepłego dodać czekoladę, odstawić na 2 minuty.
Następnie wymieszać na jednolita masę.
W misce roztrzepać (widelcem) jajka na jednolitą masę (nie ubijać!), dodać erytrol i ciepły sos czekoladowy. Wymieszać na jednolitą masę.
Dodać pozostałe składniki i wymieszać tylko do połączenia się ich.
Odstawić.
Masa jasna:
Ser twarogowy zmielić. Dodać do niego pozostałe składniki i zmiksować na jednolita masę, w jak najkrótszym czasie.
Nie zbyt długo, aby nie napowietrzać masy.
Masę ciemną wylewamy do wyłożonej papierem do pieczenia formy (33cmx22cm), a na jej wierzch wylać jasną masę.
Masy przemieszać widelcem, aby powstały esy-floresy.
Piec w nagrzanym do 180 stopni piekarniku, około 50 minut.
Smacznego!