Grzybki to ciasteczko-babeczki, które są nie tylko smaczne, ale także niesamowicie efektowne! Z powodzeniem mogą stanowić jadalny prezent :)
Ja je upiekłam dla mojej Córeczki - z jej dużą pomocą, by miała przy okazji fajną zabawę, bo nie ma nic gorszego dla dziecka niż nuuudaaaaa...!
Składniki:Ciasto: 4 szkl. mąki pszennej
1 margaryna
200g śmietany 18%
Krem budyniowy: 1/2 litra mleka
1/2 szkl. cukru
2 pełne łyżki mąki ziemniaczanej
2 pełne łyżki mąki pszennej
1 cukier wanilinowy Delecta
1 margaryna
Dodatkowo:1 białko
mak niebieski
kolorowe posypki (użyłam posypek z linii Decorada od Delecty: posypka smak owocowy, maczek smak truskawkowy, maczek smak mango, płatki czekoladowe)
polewa smak mlecznej czekolady Delecta
Sposób przygotowania:CIASTO: Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy kawałki margaryny i śmietanę, całość siekamy nożem, a następnie zagniatamy gładkie i elastyczne ciasto (gdyby nie chciało się połączyć dodajemy jeszcze odrobinę śmietany, tak około łyżkę, a jeśli zbyt lepkie dodajemy odrobinę mąki). Schładzamy w lodówce około godzinę.
Schłodzone ciasto wałkujemy na cienki placek (2-3mm) i wycinamy elementy grzybków. Kapelusze i spody wycinamy foremką, na której będziemy je piec lub szklanką, a następnie w każdym spodzie małym korkiem robimy dziurkę na środku (kapeluszy i spodów musi być parzysta liczba). Każdy krążek na kapelusz nakładamy na zewnętrzną stronę foremek i dokładnie oblepiamy. Foremki układamy w brytfannie i pieczemy do zrumienienia w 180 stopniach (około 20 minut). Spody układamy na papierze do pieczenia i także pieczemy do zrumienienia.
Okrawki ciasta po wycinaniu ponownie zagniatamy i formujemy cienki wałek, rozcinamy go na około 2cm kawałki i formujemy ogonki - jeden koniec formujemy w dziubek, aby zmieścił się do dziurek w spodach grzybków (pamiętając, że lekko nam urosną podczas pieczenia). Następnie każdy ogonek, grubszą stroną, maczamy w roztrzepanym białku, obtaczamy w maku i kolorowych posypkach i układamy na blaszce z papierem do pieczenia - wstawiamy do piekarnika i pieczemy do zrumienienia (20-23 minuty, bo są grubsze). Wszystkie elementy studzimy. Kapelusze smarujemy polewą o smaku mlecznej czekolady (przygotowujemy wg instrukcji na opakowaniu).
Posmarowałam nie wszystkie, bo czekoladowe miały wyglądać jak podgrzybki, a te bez polewy jak prawdziwki :D
KREM: Z mleka odlewamy pół szklanki i mieszamy w nim obie mąki. Pozostałe mleko zagotowujemy z cukrami i wlewamy zawartość szklanki cały czas mieszając, aby powstał gładki budyń. Studzimy.
Margarynę (w temperaturze pokojowej) ucieramy mikserem aż zrobi się puszysta, stopniowo dodajemy po łyżce budyniu, cały czas ucierając na gładką masę.
WYKONANIE: Do środka każdego kapelusza nakładamy krem, przyklejamy spód, a w dziurkę w nim wciskamy ogonek.
Z podanych proporcji wychodzi średnio 20 grzybków (+/- w zależności od wielkości foremek i grubości ciasta po rozwałkowaniu).
Kiedy Mama piekła jakieś ciasteczka czy babeczki z kremem zawsze zagniatała potrójną, a nawet poczwórną porcję ciasta, a następnie angażowała nas do pomocy (czworo dzieci i nikogo nie trzeba było namawiać). Foremek do kruchych babeczek ma całe mnóstwo, bo w piecu mieściły się aż 3 czy 4 duże brytfanny (i ja właśnie na tych starych maminych foremkach upiekłam grzybki:)). Mieliśmy zabawę nie tylko podczas wycinania, ale i sklejania w całość jeśli były czymś nadziewane. Każdy miał swoje zadanie, ale czasem przekomarzaliśmy się co kto będzie robił :)
Zawsze wtedy myślałam, że Mama lubi robić ciasteczka i dlatego zawsze je pieczemy w takich ilościach. Ale z perspektywy czasu (i własnego już doświadczenia) zastanawiam się, czy to nie był po części sposób na zajęcie dla czwórki rozrabiaków, by w spokoju robić inne rzeczy ;) w końcu po wyrobieniu ciasta, zanim uporaliśmy się wykrawaniem mijało sporo czasu do momentu pieczenia! A potem jeszcze je "sklejaliśmy" jeśli to były ciastka z dżemem lub napełnialiśmy kremem i owocami jeśli kruche babeczki, więc to był cały wieczór, kiedy nie plątaliśmy się pod nogami! :)
A pieczone były wtedy zawsze w kaflowym piecu. Z pewnością większość z Was zna taki piec, który ma nie tylko część grzewczą do gotowania z fajerkami, ale też piec chlebowy (myślę, że duża część z Was miała okazję tak jak ja uczestniczyć w pieczeniu w nim czegoś).
Z takiego pieca wychodziły kiedyś wszystkie wypieki mojej najukochańszej Mamy i wszystkie były idealne, bo pieczone...
ot tak... prosto z serca!Kiedyś to ja chciałam pomagać Mamie w kuchni, a teraz moja Córeczka uwielbia pomagać mi we wszystkim i naprawdę coraz większe widzę postępy i efekty - wyrośnie mi chyba mały Master Chef ;) pewnie dlatego, że ja jej po prostu na to pomaganie pozwalam ;) kiedy prosi by posadzić ją na kuchennym blacie i pomaga, czyli po swojemu miesza, gniecie, wykrawa i dodaje mi znienacka składniki, których wcale nie miało być lub miało być mniej (tworząc dookoła niesamowity bałagan), widzę radość w tych małych, prześlicznych niebieskich oczkach :) nie potrafię odmówić - a za każdym razem postępy pracy są coraz większe i zdecydowanie NIE CHCĘ, BY MI POMAGAĆ PRZESTAŁA - to dla niej nie tylko zabawa, ale i nauka :)
Któregoś dnia, kiedy skończyły mi się już pomysły na to czym zająć tą moją 2-letnią Gwiazdeczkę, pomyślałam
"Tak! Teraz to ja będę piekła ciasteczka z moimi dziećmi!"(Zuzia pomaga od dawna, a druga Córeczka ma dopiero 2 miesiące i dopiero kiedyś do nas dołączy;)). Niewiele myśląc wyjęłam torebkę mąki i zapytałam Zuzię "Kochanie, pieczemy grzybki?". Zdziwione dziecko powędrowało do pokoju i z nadal zdziwioną, ale już pytającą miną pokazuje mi grzybka w książeczce. No tak... Tatuś tłumaczył, że grzybki rosną w lesie, a Mama mówi, że będzie je piec... Wytłumaczyłam, że to będą takie ciasteczka, które będą wyglądały jak te grzybki z książeczki, ale będzie je można jeść, na co Zuzia ochoczo otworzyła szufladę, wyjęła wałek i powiedziała "Mama, tuuu", pokazując na kuchenny blat :) zawsze jak coś mamy robić to mi odpowiednie do tego narzędzie wyciąga (wie już co gdzie jest, bo pomaga je myć, a potem chować;)).
Ciasto zaplanowałam jak do szarlotki, ale bez cukru. Krem tradycyjny i prosty, żeby było szybko - budyń z margaryną. Polewa gotowa, więc całe przygotowanie nie było aż tak pracochłonne (choć przerywane, bo przecież drugi mały człowiek w domu też wymaga poświęcenia mu czasu i uwagi).
Zabawy przy pieczeniu było co niemiara, bałaganu - jeszcze więcej ;) szczególnie dużo miałam w całej kuchni maku i kolorowych posypek naturalnych od Delecty, bo zadaniem Zuzi było m.in. zamoczyć korzonki w białku i obtoczyć :) tych posypek użyłam celowo - po pierwsze, by nieco urozmaicić wygląd "brudnego korzonka", a po drugie, by całość była słodsza (w końcu w cieście nie ma ani grama cukru i jedyna słodycz to krem i polewa). Przy okazji sporo posypek zostało wyjedzonych - w końcu Dziecko ;))) i rozniesionych na rączkach i ubraniu też po pokoju, korytarzu, łazience...
P.S. Mam nadzieję, że dokładnie posprzątałam i mi się mrówki nie zanęcą ;)
To właśnie mojej kochanej Córeczce Zuzi dedykuję ten wypiek, bo to dla niej piekłam i patrzyłam jak się oczy świecą ze zdziwienia jak skleiłam pierwszego grzybka! :)
Z wiekiem będzie mogła mi przy nich pomagać jeszcze więcej (a już teraz robi dużo) i będzie to robić jeszcze dokładniej. Postanowiłam, że wprowadzę w naszej rodzinie tradycję pieczenia grzybków (i innych ciasteczek) i mam nadzieję, że tak samo miło jak ja będzie wspominać wspólne pieczenie z Mamą. Bo teraz to ja piekę je z nią...
OT TAK... PROSTO Z SERCA!P.S. Postanowiłam nie umieszczać w internecie zdjęć moich dzieci, na których widać twarz i w tym przepisie robię to po raz pierwszy, bo widać tylko "jako tako", ale nie dokładnie :) a to właśnie Zuzia jest ważna w całej historii - to dla jej przyjemności z pomagania i jedzenia (wyjadła mi parę kapeluszy i spodów jeszcze przed napełnieniem;)) piekłyśmy grzybki... :)
Być może pobawimy się kiedyś w kolorowy lukier zamiast czekoladowej polewy i zrobimy... muchomorki, pieczarki i kanie :)