Ha! W końcu upchnęłam gdzieś genialną wędzoną fetę. Wychwalałam Wam ją w poprzednim poście, więc już milczę. Wiecie, że jedyne pory roku, w których jestem w stanie zjeść zupę to jesień i zima? Ale aleee... od czasu do czasu chłodnikiem nie pogardzę. Wczoraj było tak gorąco, że nic innego nie byłabym w stanie zjeśc ze smakiem. My jak zwykle kręcił nosem na brak mięsa, ale zjadł, no zjadł. Łatwo nie ma, wiem.
Zastanawiam się jedynie nad dodaniem do chłodnika większej ilości szczawiu. Jeżeli lubicie smak tych liści, dodajcie dodatkowy pęczek.
Składniki:
1 pęczek szczawiu
1 l maślanki (można także użyć kefiru lub jogurtu naturalnego)
3/4 szklanki wrzącej wody
pęczek rzodkiewki
2 ogórki gruntowe
1 ząbek czosnku
pół pęczka koperku
szczypta cukru
kawałek sera wędzonego (ja użyłam fety)
sól
pieprz
(przepis na 3-4 porcje)
Szczaw dokładnie myjemy i szatkujemy, zalewamy wrzątkiem, nie gotujemy. Jeżeli jednak szczaw jest wyjątkowo twardy, można go pogotować minutę. Szczaw z wodą lekko studzimy i dolewamy do tego maślankę. Całość uzupełniamy o pokrojone w półplasterki rzodkiewki, pokrojone w kostkę ogórki (ja ich nie obierałam), rozdrobniony czosnek i poszatkowany koperek. Wszystko mieszamy, doprawiamy solą, świeżo mielonym pieprzem i cukrem. Wkładamy do lodówki, podajemy ze startym serem wędzonym.